Nie żyje legenda polskiej sceny muzycznej. Fani w rozpaczy, leją się łzy
Informacja, która wstrząsnęła polską sceną muzyczną. Nie żyje ceniony i uwielbiany przez miliony artysta, posiadacz niesamowitego talentu i charakterystycznego głosu. Odszedł 6 listopada 2025 roku. Pożegnali go koledzy z ekipy i przyjaciele ze sceny, a fani zasypują sieć wspomnieniami.
Polska scena muzyczna w żałobie
Rafał “Pono” Poniedzielski zaczynał w duecie TPWC, by chwilę później stać się filarem warszawskiego kolektywu ZIP Skład – formacji, która wychowała całe pokolenie fanów i raperów. Pono miał ucho do klasycznych bitów, charakterystyczną, „zip-składową” nawijkę i charyzmę, która na koncertach brała tłum „na raz”.
W 1999 roku zainicjował Zip erę, a na solowych projektach lubił zaskakiwać – od brudnego, ulicznego brzmienia po hymn „Pier***ę to”, który wszedł do słownika fanów. Dla wielu był punktem odniesienia: oldschool w nowym wydaniu.
Ostatnie pożegnania i cisza w sprawie przyczyny
Wieść o śmierci Pona potwierdzono 6 listopada. ZIP Skład opublikował krótkie „Żegnaj Bracie! Pono 1976–2025”, dodając kilka archiwalnych fotografii artysty, a chwilę później Wojtek Sokół napisał:
Dzisiaj umarł mój przyjaciel, człowiek, z którym zacząłem nagrywać rap, legenda i indywidualista. Szalenie zdolny, jeszcze bardziej uparty. Kocham Cię bracie. Pono, do zobaczenia kiedyś - czytamy na Instagramie.
W tych kilku zdaniach – cała historia sceny. Na razie nie ujawniono, co było przyczyną zgonu artysty. W sieci wracają świeże nagrania z wiosennych występów Pona i wspomnienia z festiwali, jakby ktoś zatrzymał odtwarzanie w pół numeru.
Co dalej ze sceną: dziedzictwo i niewygodne pytania
Śmierć Pona to cios dla klasycznego nurtu polskiego hip-hopu, który wciąż żył dzięki reunionom, festiwalom i wspólnym trackom dawnych ekip. ZIP Skład nigdy oficjalnie się nie rozpadł, a jego członkowie – od Fu po Sokoła – wracali do wspólnych korzeni, kiedy tylko kalendarze się zgadzały. Dziś dziedzictwo Pona zapisane jest w pamięci fanów i w numerach, które wciąż wykrzykują tłumy. Scena zacznie liczyć straty, ale też zadawać niewygodne pytania: o kondycję artystów, o zdrowie psychiczne oraz fizyczne, o tempo życia między studiem a trasą. I o to, jak opowiadać o legendach bez mitologizowania.
Dlaczego to ważne? Bo Pono nie żyje – a wraz z nim zamknął się rozdział, który formował język, styl i etos polskiego rapu. W świecie, w którym tytuły zmieniają się co piątek, są artyści, którzy zostają „na zawsze”. Pono był jednym z nich. Czy to początek wielkiego hołdu – od tribute’owych koncertów po wspólne tracki pamięci? Środowisko już szykuje się do pożegnań, ale najpierw – chwila ciszy.