Wyszukaj w serwisie
styl życia programy dzieje się z życia wzięte
Lelum.pl > Dzieje się > Kolejny incydent z dronem na lotnisku. Podjęto natychmiastowe działania
Elżbieta Włodarska
Elżbieta Włodarska 06.11.2025 18:21

Kolejny incydent z dronem na lotnisku. Podjęto natychmiastowe działania

Kolejny incydent z dronem na lotnisku. Podjęto natychmiastowe działania
fot. Markus Winkler z Pixabay

Kolejny incydent z dronem w Niemczech i kolejny paraliż lotniska. Tym razem chodzi o Hanower, gdzie w środę wieczorem (5 listopada) ruch wstrzymano na około 45 minut po zgłoszeniu od pilota lądującej maszyny. Co się wówczas dokładnie wydarzyło?

Hanower zatrzymany na 45 minut: co dokładnie się wydarzyło

Według relacji niemieckich służb, drona zauważył pilot w podejściu do lądowania. Bezzałogowiec miał przelatywać nad pobliskim terenem przemysłowym — na tyle blisko, by służby na wieży zdecydowały o natychmiastowym zamrożeniu operacji startów i lądowań.

Blokada trwała od 22:00 do 22:45, a trzy maszyny skierowano na inne porty; pozostałe loty wystartowały i wylądowały później niż planowano. To precyzyjny, ale i chłodny scenariusz: zgłoszenie, weryfikacja ryzyka, pauza w ruchu, restart. Tyle że takich pauz w niemieckiej przestrzeni powietrznej robi się ostatnio zaskakująco dużo. 

W ciągu kilku dni podobne incydenty dotknęły inne porty: w niedzielę wstrzymano na blisko godzinę operacje w Bremie, a w piątek Berlin-Brandenburg (BER) był wyłączony z ruchu prawie dwie godziny. Miesiąc wcześniej dwa razy w ciągu doby zamykano Monachium. Każda z tych historii ma własne niuanse, ale wspólny mianownik jest czytelny: nocne lub wieczorne obserwacje niezidentyfikowanych dronów i lotniska, które — w imię bezpieczeństwa — wciskają hamulec.

Seria, nie przypadek: dlaczego niemieckie lotniska stają się „magnesem” dla dronów

Praktyka jest surowa: w promieniu ok. 1,5 km od lotnisk drony nie mają prawa latać. W teorii — proste. A rzeczywiście — wystarczy jedna nieodpowiedzialna osoba albo celowa prowokacja, by ruch powietrzny danej aglomeracji zaczął przypominać domino. Berlin pokazał to dobitnie: przestój w szczycie wieczornych rotacji rozlał się po rozkładach i noclegach załóg, co lotniczy łańcuch odczuwa jeszcze następnego dnia. Hanower właśnie dopisał do tej listy własny akapit, a pasażerowie znów poznali lotniskowy klasyk: „opóźniony, oczekuj komunikatu”. 

W tle narasta dyskusja o środkach przeciwdziałania. Niemieckie władze wolą nie zestrzeliwać dronów w terenie zabudowanym, stawiają na zakłócanie łączności i techniki neutralizacji bez użycia ostrej amunicji. Minister obrony Boris Pistorius podkreśla, że armia nie „zniknie z nieba” nad każdym niemieckim miastem — większą rolę mają przejąć policje landowe wyposażone w systemy kontrdronowe. To brzmi rozsądnie, ale zderza się z oczekiwaniem pasażerów i linii: szybkiej, przewidywalnej reakcji, która nie zamieni wieczornego lotu w nocny maraton po lotniskowych bramkach.

Co dalej: bezpieczeństwo kontra płynność, a także rachunek dla branży

Skutki finansowe kumulują się bez względu na to, czy winny jest amator z aparatem, czy zorganizowana grupa testująca czujność służb. Opóźnienia mnożą koszty rotacji samolotów i załóg, a przekierowania — opłaty na innych lotniskach. Po serii przypadków w Berlinie, Bremie i Monachium branża domaga się przyspieszenia inwestycji w obronę antydronową: stałych stref detekcji, szybkich „geofencingów” (wirtualnych płotów dla dronów) i lepszej koordynacji między wieżą, policją i ochroną portu. Hanower, gdzie drona zgłosił pilot, pokazuje, że pierwsza linia obrony bywa po prostu… w kokpicie.

Na ile to „nowa normalność”? Eksperci ostrzegają: po wrześniowych napięciach w Skandynawii i kolejnych epizodach w Niemczech ryzyko pozostanie podwyższone, a okienka operacyjne — bardziej kruche. To stawia przed lotniskami trudne pytanie: jak nie stracić płynności, nie tracąc jednocześnie bezpieczeństwa. Jedno jest pewne: pasażerowie mogą częściej słyszeć komunikaty o „czasowym wstrzymaniu operacji”.