Polskie MiG-i przechwyciły nad Bałtykiem rosyjski samolot. Jest komunikat wojska
Polskie MiG-29 znów pokazały pazur. We wtorek, 28 października, para dyżurna poderwała się znad północnego wybrzeża i przechwyciła rosyjski samolot rozpoznawczy lecący nad Bałtykiem bez planu lotu i z wyłączonym transponderem (czyli „nadajnikiem” widzialności dla cywilnej kontroli ruchu). Akcja trwała krótko, zakończyła się eskortą maszyny w bezpieczny rejon i—choć nikt nie naruszył polskiej przestrzeni—dała jasny sygnał, że alarm w systemie obrony powietrznej działa na kliknięcie. Źródła wojskowe mówią wprost: to była szybka, wzorcowa robota.
Nad morzem ciszej nie będzie
Dowództwo Operacyjne Sił Zbrojnych potwierdziło w środę: polskie myśliwce MiG-29 wystartowały, przechwyciły cel, wykonały identyfikację wizualną i eskortę poza rejon odpowiedzialności.
Maszyna Federacji Rosyjskiej leciała nad międzynarodowymi wodami Bałtyku bez złożonego planu lotu i z wyłączonym transponderem — to urządzenie, dzięki któremu kontrolerzy widzą samolot na ekranach i znają jego parametry lotu. Wojsko podkreśla, że do naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej nie doszło, ale reakcja była natychmiastowa.
„W powietrzu w minuty”. Kto grał w tę partię i jakie były zasady
We wtorek, 28 października 2025 r., polskie myśliwce MiG-29 przechwyciły rosyjski samolot rozpoznawczy Ił-20 lecący w międzynarodowej przestrzeni powietrznej nad Morzem Bałtyckim. Maszyna nie złożyła planu lotu i leciała z wyłączonym transponderem (to pokładowy „nadajnik tabliczki rejestracyjnej” dla kontrolerów).
Wojsko potwierdziło, że nie doszło do naruszenia polskiej przestrzeni, ale procedury zadziałały jak z nut: start, kontakt wzrokowy, eskorta i odprowadzenie poza rejon odpowiedzialności RP. Taką sekwencję potwierdziło Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych, publikując komunikat i wpis w serwisie X 29 października rano.
Czy to rutyna? Rzecznik DORSZ, ppłk Jacek Goryszewski, w rozmowie z TVN24 przypomniał, że między ogłoszeniem alarmu a wzlotem mijają „minuty”, a istotą takich działań jest widoczna obecność — po to, by pokazać, że polska granica nie jest linią przerywaną. Brzmi sucho, ale na fleszach radarów to show, którego nie zobaczymy na czerwonym dywanie
Natychmiastowa reakcja
Wojskowi przyznają, że każdy taki start to test całego łańcucha dowodzenia. Od pierwszego „piknięcia” na ekranie, przez decyzję o alarmie, po spotkanie w powietrzu—minuty liczą się jak na czerwonym dywanie premierowego pokazu: wszystko musi błyszczeć. Źródła branżowe doprecyzowują, że chodziło o Iła-20M, wyspecjalizowanego „podsłuchiwacza”, który zbiera sygnały i obrazy; w środowisku nazywa się go latającym uchem. To nie hollywoodzki rekwizyt, lecz narzędzie do sprawdzania reakcji NATO—kto, jak szybko i czym wystartuje. Tym razem odpowiedzią były polskie MiG-29, wciąż będące solidnym „wytrychem” do takich zadań: szybkie, zwrotne, gotowe do walki elektronicznej, choć pamiętające czasy zimnej wojny.
Dla porządku: brak planu lotu i wyłączony transponder nie są drobną fanaberią pilota. To naruszenie podstawowych reguł bezpieczeństwa ruchu w powietrzu (jak jazda bez świateł i ubezpieczenia jednocześnie), które zmusza służby do natychmiastowej reakcji. Dlatego NATO—niezależnie od tego, czy dyżur pełnią Polacy, Włosi czy Norwegowie—reaguje bez zwłoki. Polska nie jest tu wyjątkiem; jest gospodarzem sceny. W podobnym tonie sprawę opisały dziś media międzynarodowe, potwierdzając, że komunikat polskiej armii rozszedł się w sieci szybciej niż poranna kawa w newsroomach.
Czy takie akcje wpływają na codzienność zwykłych pasażerów? Najczęściej nie—i to właśnie dzięki nim. Każde sprawne przechwycenie to mniejsza szansa, że cywilny samolot będzie musiał wykonać unik, a kontrolerzy w Gdańsku czy Sztokholmie dostaną siwych włosów. Wizerunkowo Polska zyskuje: pokazuje, że trzyma linię Bałtyku w ryzach i nie boi się trudnych gości. Dla Moskwy to kolejny test, który zapisuje się w notesie pod hasłem „jak reagują sąsiedzi”. I choć tym razem obyło się bez naruszeń granicy, pamięć regionu jest świeża—przypomnijmy niedawne, ostro komentowane incydenty w rejonie Estonii, które podkręciły temperaturę w całym NATO.