Tusk w końcu to ogłosił. Wielki przełom! "Mam dobrą wiadomość"
Premier Donald Tusk ogłosił dziś, 4 listopada 2025 r., że klub KO składa w Sejmie projekt nowelizacji Karty Nauczyciela. Cel jest prosty jak dziennik klasowy: koniec z darmowymi „ponadwymiarówkami”, gdy lekcja nie doszła do skutku nie z winy nauczyciela. Brzmi jak porządek po długim chaosie — i zapowiada gorącą dogrywkę między rządem, samorządami i MEN.
Co dokładnie ogłosił Tusk — i co to zmienia
Szef rządu zapowiedział, że nadgodziny będą opłacane „za gotowość do pracy”, czyli za sytuację, w której nauczyciel był przygotowany i obecny, ale zajęcia nie odbyły się z przyczyn od niego niezależnych, takich jak wycieczka, rekolekcje czy decyzja dyrektora. To oznacza koniec dotychczasowej „loterii”, w której jedne samorządy wypłacały należności, a inne odmawiały, powołując się na brak jednoznacznych przepisów. Nauczyciele od lat zwracali uwagę na to, że byli gotowi do prowadzenia zajęć, ale ostatecznie nie otrzymywali wynagrodzenia, choć faktycznie pozostawali w dyspozycji szkoły. Teraz ma się to zmienić, a wprowadzenie rozwiązań systemowych ma na celu wyrównanie zasad i ograniczenie uznaniowości.
Jak potwierdziła Krystyna Szumilas, projekt ustawy trafił już do Sejmu, co przybliża realne wdrożenie nowych regulacji. W tle toczy się również dyskusja wokół „dużej nowelizacji” podpisanej w sierpniu, która ujednoliciła sposób liczenia zastępstw oraz uporządkowała szereg świadczeń związanych z pracą nauczycieli. Dzięki temu ma być bardziej przejrzyście — zarówno dla dyrektorów szkół, jak i dla samych pedagogów, którzy od dawna zabiegali o stabilne i czytelne zasady wynagradzania. Zmiany są szeroko komentowane w środowisku oświatowym i mają szansę realnie poprawić sytuację kadrową w szkołach.
Fakty, daty, liczby: koniec darmowych „ponadwymiarówek”
Data jest świeża: 4 listopada 2025 r. Premier przed posiedzeniem rządu ogłosił, że KO składa ustawę przywracającą wynagrodzenia za niezrealizowane godziny ponad wymiar przyznane w planie pracy szkoły. Szumilas doprecyzowała w PAP, że to wynagrodzenie ma przysługiwać właśnie za „gotowość do pracy”. To domknięcie sporu po wrześniowej nowelizacji — wtedy MEN tłumaczył zasadę „płaca za pracę”, ale środowisko alarmowało o realnych stratach. Teraz reguła ma być jednolita w całym kraju, a nie uzależniona od lokalnych regulaminów.
Dla porządku: sierpniowe zmiany, które już weszły 1 września, wprowadziły też m.in. wyższe nagrody jubileuszowe (300% po 40 latach i 400% po 45), krótszą drogę do stałej umowy i jaśniejsze zasady rozliczania zastępstw. To ważne tło — nowy poselski projekt dokłada brakujący puzzel o płatności „za gotowość”.
Co dalej?
Co dalej: ile to będzie kosztować i kto będzie krzyczał
Konsekwencje? Po pierwsze, realne pieniądze dla nauczycieli tam, gdzie dotąd była „fikcja zajęć”. Po drugie, większa przewidywalność dla dyrektorów — gdy nadgodzina jest przydzielona, przestaje być ruletką. Po trzecie, spór o rachunek: samorządy policzą koszty, MEN będzie mówił o sprawiedliwości i porządku prawnym. Gdy dym opadnie, wróci pytanie, czy szkoły poradzą sobie z układaniem planów bez sztucznego „wciskania” zastępstw w czas własnych lekcji — bo tego nowe przepisy już zabraniają. I tu kończy się teoria, zaczyna szkolny korytarz.
Kuluarowy smaczek? Związkowcy już otwierają kalendarze — jeśli Sejm nie przepchnie projektu szybko, znów usłyszymy o „półreformie”. A rząd, który obiecał „koniec darmowych ponadwymiarówek”, będzie musiał dowieść, że jego reformy są jak sprawdzian: nie tylko zapowiedziane, ale i podpisane, policzone i wypłacone. I najlepiej — bez ściągania.