Uczniowie nagle zaczęli masowo mdleć na apelu szkolnym. Szokująca hipoteza dyrektorki!
Na uroczystym apelu w Zespole Szkolno-Przedszkolnym w Łachowie aż 12 uczniów zgłosiło złe samopoczucie, a dwoje trafiło do szpitala. Strażacy niczego groźnego nie wykryli, okna były otwarte, a dyrektorka mówi o „efekcie domina”. Co dokładnie wydarzyło się na apelu w Łachowie i jakie wnioski wyciągnęła szkoła po nerwowym piątku?
Pierwsze minuty zamieszania
Piątek, 7 listopada 2025 r., sala gimnastyczna, apel przed Świętem Niepodległości. Najpierw źle czuje się jedno dziecko — nauczyciele wyprowadzają je na świeże powietrze. Po kilku minutach dołączają kolejne osoby z różnych części sali, skarżąc się na ból brzucha i głowy. Dyrekcja nie ryzykuje: wzywa straż i pogotowie, a budynek zostaje ewakuowany. Ostatecznie 12 uczniów mówi o złym samopoczuciu, dwoje profilaktycznie jedzie do szpitala. „Było nerwowo, ale zadziałaliśmy tak, jak trzeba” — relacjonuje szefowa placówki.
Kluczowy fakt? Sprzęt strażaków nie wykazał w powietrzu żadnych niebezpiecznych substancji. Jeszcze tego samego dnia jedna z uczennic dzwoni do szkoły, by uspokoić dorosłych, że czuje się dobrze.
Co udało się ustalić?
„Efekt domina” i liczby, które robią wrażenie
Dyrektorka Jadwiga Filipkowska ma roboczą hipotezę: mógł zadziałać „efekt domina” — mechanizm, w którym stres i niepokój szybko udzielają się grupie, potęgując objawy. Psychologowie określają to jako reakcję psychogenną, która może pojawić się nawet w dobrze znanym otoczeniu, gdy wyobraźnia i napięcie przejmują kontrolę. W takich sytuacjach pojedynczy przypadek złego samopoczucia potrafi uruchomić lawinę kolejnych reakcji, zwłaszcza wśród dzieci, które silniej przeżywają niepokój i reagują na emocje rówieśników.
Nauczyciele z Łachowa mają przeszkolenie z pierwszej pomocy, a przy uczniach liczy się refleks i procedura: udzielenie pomocy na miejscu, szybki telefon po służby i kontakt z rodzicami. Ten schemat zadziałał bez zarzutu. Co istotne, sala, w której doszło do zdarzenia, regularnie gości szkolne uroczystości — od apeli po akademie, choćby październikowy Dzień Papieski. To podkreśla, że nie była to przypadkowa przestrzeń, lecz dobrze znane miejsce, w którym uczniowie czują się zwykle bezpiecznie. Dzięki temu łatwiej było opanować sytuację, choć emocje i tak sięgnęły wysoko.
Co dalej?
Co dalej po apelu w Łachowie? Reakcje i lekcje na przyszłość
Po pierwsze: spokój. Skoro mierniki nie wykazały zagrożenia, a dzieci po krótkim odpoczynku wracały do formy, priorytetem jest rozmowa i wsparcie emocjonalne — zwłaszcza po intensywnych, głośnych uroczystościach. Po drugie: komunikacja z rodzicami. Szkoła już tego dnia przekazała, co ustalono, i uspokoiła nastroje. Po trzecie: krótkie „post-mortem” procedur — co zadziałało, co można dopracować (np. wcześniejsze rozrzedzenie tłumu, dodatkowe przerwy na wietrzenie). Podobne sytuacje zdarzały się w innych szkołach w kraju i zwykle, po badaniach, wskazywano właśnie na reakcję łańcuchową stresu, a nie toksyczne opary czy awarie instalacji — taki wniosek padł choćby po wiosennym incydencie w Starej Wsi na Mazowszu. To cenna wskazówka, by profilaktykę budować nie tylko na czujnikach, ale i na… psychologii.
Na koniec najważniejsze: według relacji dyrekcji dzieci z Łachowa są bezpieczne, a szkoła nie zidentyfikowała przyczyny po swojej stronie.