Z 3 do 10 lat. Nawrocki chce nowelizację ustawy
Prezydencki projekt Karola Nawrockiego zakłada wydłużenie minimalnego, nieprzerwanego pobytu w Polsce z 3 do aż 10 lat jako jednego z warunków uznania cudzoziemca za obywatela. Brzmi surowo? To dopiero początek – pomysł ma też tło polityczne i konkurencję w rządowych planach. Co się naprawdę zmienia, kogo dotknie najmocniej i czy to już nowa doktryna w sprawie paszportu z orłem?
Dziesięć lat zamiast trzech: skąd ta zmiana i co oznacza
Kancelaria Prezydenta przedstawiła 29 września 2025 r. projekt nowelizacji ustawy o obywatelstwie polskim. Klucz: wydłużenie minimalnego okresu nieprzerwanego pobytu (na podstawie pobytu stałego, prawa stałego pobytu UE lub statusu rezydenta długoterminowego) z 3 do 10 lat w trybie „uznania za obywatela” przez wojewodę. Taki zapis figuruje w oficjalnym opisie inicjatywy i dokumentach prezydenckich.
To ruch zapowiadany przez Karola Nawrockiego już w sierpniu – wówczas sygnalizował zaostrzenie kryteriów, argumentując, że „obywatelstwo to przywilej” i powinno wymagać dłuższej integracji. Z uzasadnienia do prezydenckiego projektu wynika wprost: 10 lat ma zastąpić dotychczasowe 3 lata.
Polityczny ping-pong: wersja prezydencka kontra rządowa i wyjątki
Na horyzoncie pojawiła się konkurencja: MSWiA przedstawiło 10 października własne założenia – tam minimalny łączny okres to 8 lat (3 lata pobytu czasowego + 5 lat stałego). Projekt rządowy różnicuje też ścieżki: krótsze terminy dla repatriantów i posiadaczy Karty Polaka. Brzmi łagodniej niż prezydenckie 10 lat „na twardo”, ale kierunek – więcej czasu na integrację – pozostaje wspólny.
Wersja prezydencka według doniesień branżowych i organizacji polonijnych przewiduje dodatkowe warunki: stabilne źródło dochodu, tytuł do lokalu i znajomość języka co najmniej na poziomie B1. To w praktyce standard europejski (B1 jest progiem używanym w wielu krajach), ale zestawiony z 10-letnim wymogiem pobytu tworzy zestaw barier, który realnie przefiltruje liczbę wniosków.
To nie wszystko. Z politycznego punktu widzenia obie inicjatywy to próba ustawienia narracji: kto naprawdę „pilnuje paszportu”. W wywiadach i komunikatach prezydenckich pobrzmiewa argument bezpieczeństwa i „odpowiedzialnej integracji”. Rząd z kolei akcentuje porządkowanie całego systemu i spójność ścieżek. I tak mamy spór nie tylko o lata, ale o prymat definicji – czy obywatelstwo to ukoronowanie integracji, czy narzędzie jej przyspieszenia.
Co dalej: skutki dla cudzoziemców, polskiego rynku i kalendarza politycznego
Jeśli projekt Karola Nawrockiego przejdzie w wersji 10-letniej, kandydaci do obywatelstwa będą planować życie w dłuższym horyzoncie: później zdadzą egzamin językowy, później uzyskają prawa wyborcze, później otworzą niektóre ścieżki zawodowe (np. w służbie publicznej). Z drugiej strony – dłuższy czas integracji może zwiększyć presję na lokalne samorządy i rynek pracy: stabilny dochód oraz mieszkanie staną się nie tylko wymogiem formalnym, ale i „testem realiów” dużych miast.
Trzeba dodać, że projekty wciąż są w grze parlamentarnej. Kancelaria Prezydenta informowała w ostatnich dniach o intensywnym tempie podpisywania i kierowania ustaw, co pokazuje polityczną dynamikę jesieni 2025 r. – a to oznacza, że kalendarz sejmowy może przyspieszyć prace również nad obywatelstwem. Równolegle rząd pracuje nad własnym pakietem. Efekt? Realny scenariusz „dwóch wizji” w komisjach i próba znalezienia kompromisu między 8 a 10 lat.
Na koniec – praktyczny drogowskaz: zanim wnioskodawcy złapią za formularze, warto śledzić stronę Prezydenta RP i komunikaty MSWiA, gdzie pojawiają się najświeższe wersje przepisów i uzasadnień. Tam znajdziemy też definicje kluczowych pojęć (np. „pobyt nieprzerwany”, „rezydent długoterminowy UE”). I pytanie otwarte: czy polityczny spór o lata zamieni się w realną ulgę lub dodatkową barierę dla tych, którzy już dziś żyją w Polsce, płacą tu podatki i mówią po polsku?