“Nauczyłam się odpoczywać pod łóżkiem”. Zakonnica ujawnia kulisy życia w posłudze
Wielu z nas zdaje sobie sprawę z tego, że zakonnica musi żyć według określonych reguł, jednak nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak bardzo te zasady są surowe. Zakaz siadania na łóżko w ciągu dnia to tylko jeden z nich. Była zakonnica zabrała głos na łamach czasopisma. Tak wyglądało jej życie pełne wyrzeczeń.
Tak w rzeczywistości wygląda życie zakonnic
Portal krytykapolityczna.pl umożliwił byłym zakonnicom dojście do głosu. Niby każdy wie, że siostra zakonna musi żyć skromnie, jednak nie do końca rozumie, jak bardzo.
W zakonie było mi dobrze. W pierwszym roku. Był to dla mnie czas zupełnego oddania się Bogu, taki mistyczny i uduchowiony. (…) To było cudowne uwolnienie. Legendarna lekkość bytu. Jakbym wróciła do raju utraconego. Prawie lewitowałam ze szczęścia. Ale drugi rok przyniósł nagłą zmianę jakości. Zaczęłam chorować. W przeciągu dwunastu miesięcy udało mi się mieć dziewięć razy zapalenie oskrzeli! Wyglądało to mniej więcej tak, że przez dwa tygodnie chorowałam - wyznała na łamach portalu była zakonnica.
Kobieta przyznała, że kiedy leżała w chorobie, marzyła jedynie o tym, aby napić się kompotu, co w zakonie było “nielegalne”. Kompot był bowiem tylko na specjalne okazje.
Marzyłam o kompocie, za który byłam gotowa oddać duszę. Takim kompocie ze śliwek. Raz udało mi się go napić. Ukradła go dla mnie, ze spiżarni, w której stał przeznaczony na specjalne okazje i dla wyjątkowych gości, moja przyjaciółka Bożenka. Moja nielegalna przyjaciółka, bo w X nie można było mieć legalnie niczego swojego. Ani sprzętów, ani miejsc, ani – tym bardziej – ludzi - wyznała.
Jak mieszkają zakonnice? Śpią w celach...
Własny pokój jest dla zakonnicy luksusem, o którym podczas posługi może zapomnieć.
Cele były przyjemne – takie pokoiki mniej więcej cztery na cztery metry. Mieszkało się w nich we trzy. Miałyśmy przedzielone parawanami łóżka, pościelone “w trumienkę” z krzyżykiem na wierzchu. W ciągu dnia nie można było na nich siadać. Czasem bardzo się tego potrzebowało – usiąść wygodnie, położyć się. Od którejś ze starszych dziewczyn nauczyłam się odpoczywać pod łóżkiem – to był nasz azyl. Tu byłyśmy tylko ze sobą, dla nikogo niewidoczne. Azyl fizyczny. Psychicznego nie było nigdzie – w końcu instytucja totalitarna. Ostre przycinanie gałęzi - przyznała była zakonnica.
Anegdotka z życie byłej zakonnicy
Kobieta, która była niegdyś zakonnicą, wspominała, jak pewnego dnia dostała prezent od Matki Generalnej. To, co wydarzył się później, jest absurdalne…
Rok 84. czy 85. Matka Generalna była w zagranicznej placówce w L., z której to wyprawy przywiozła dla każdej prezent – cytrynę. Mogłyśmy z nią zrobić, co chciałyśmy (niby) – ale czad. Ze swoją zrobiłam to, co zawsze w domu – pokroiłam na plasterki, jeden wrzuciłam do herbaty i posiekałam łyżeczką - zaczęła swoje wyznanie była zakonnica.
Potem dowiedziała się, jak karygodnie postąpiła.
Na dużej przerwie zaczepiła mnie jedna z koleżanek-postulantek pytając, co zrobiłam ze swoją cytryną. Powiedziałam co, zgodnie z prawdą, i zaraz dowiedziałam się, że podobnie jak ja postąpiło jeszcze kilka sióstr. Siostra przełożona zebrała zgromadzenie do kupy i kazała wystąpić tym grzesznicom, które nie potrafiły uszanować ofiarowanego im dobra. Za karę musiały wyłowić resztki cytryn z pomyjek i publicznie dokończyć ich konsumpcję…