"Nie przytulę już syna". Wyszedł na wykład i zapadł się pod ziemię. To było 30 lat temu
Można wiele powiedzieć o rodzajach miłości. Nie ulega wątpliwości, że bardzo silna jest miłość rodzicielska, zwłaszcza jeśli życie dziecka jest zagrożone. Tego ojca spotkała wielka tragedia, jego syn zaginął. Po prostu wyszedł z domu i ślad po nim zaginął. Poszukiwania trwały latami. On nie tracił nadziei.
Zaginął 23-letni Robert Wójtowicz
Robert Wójtowicz, student psychologii wyszedł z domu, aby udać się na wykład na jednej z krakowskich uczelni. Kiedy nie wrócił, jego rodzina zgłosiła zaginięcie na policję. Funkcjonariusze bardzo długo prowadzili szeroko zakrojone poszukiwania . Nie było wyraźnego motywu tego zaginięcia, więc zaczęto sprawdzać szpitale, izby wytrzeźwień czy przytuliska.
W sprawę zaangażowało się mnóstwo osób. Przesłuchiwano świadków, eliminowano błędne tropy. Komunikaty o poszukiwaniach pojawiły się również w telewizji. Nic jednak nie przynosiło rezultatów.
Nagle zmieniono podejście do sprawy zaginięcia studenta
W pewnym momencie zmieniono postrzeganie tej sprawy. Policjanci przestali traktować przypadek Roberta Wójtowicza jako zaginięcie. Zaczęli rozważać możliwość śmierci, byłby to przypadek tzw. ciemnej liczby zabójstw. Chodzi o to, że często bardzo długo prowadzone są poszukiwania zaginionej osoby, podczas gdy tak naprawdę została ofiarą morderstwa.
Wszystkie uzyskane wcześniej tropy uległy ponownej weryfikacji. Ponownie przesłuchani świadków i przeanalizowano życiorys 23-latka. Cofnięto się nawet do czasów jego dzieciństwa w poszukiwaniu ślady potencjalnego mordercy. Skorzystano również ze zdobyczy współczesnej techniki. Nowe technologie już nie raz pomagały rozwiązywać podobne sprawy i doprowadziły do szczęśliwego finału.
"Uznali mojego syna za zmarłego"
Robert zaginął w styczniu 1995 roku. Jego rodzinna latami nie poddawała się i dokładała wszelkich starań, aby pomóc w poszukiwaniach. Udali się nawet do jasnowidza. W odpowiedzi dostali druzgocący list, w którym profeta napisał, że chłopak nie żyje, został zabity przez osobę, która żyje samotnie. Ktoś pochował Roberta na jednym z krakowskich cmentarzy. Co na to śledczy ? Oni również sugerowali podobną możliwość. Ojciec chłopka zdradził w rozmowie z portalem LoveKraków.pl co wtedy czuł.
Kiedyś śledczy chcieli, żebym podpisał się pod dokumentem, który pozwoliłby im na uznanie mojego syna za zmarłego. Zbuntowałem się i zrobiłem wielką awanturę w prokuraturze. Krzyczałem: „szukać mojego syna, szukać!”
Wkrótce minie 30 lat od niewyjaśnionego zaginięcia Roberta Wójtowicza. Jego ojciec — Lech dzisiaj ma już 80 lat i wciąż nie poznał prawdy. W wywiadzie z krakowskim portalem przyznał:
Wiem, że nie przytulę syna. Pragnę już tylko poznać prawdę o tym, kto i dlaczego skrzywdził tak szlachetną postać.
Sprawę zabójstwa Roberta Wójtowicza nadzorowała krakowska Prokuratura Okręgowa w Krakowie. Z braku jednoznacznych danych postępowanie zostało umorzone.