Nowe zasady dla klientów Biedronki! Czegoś takiego jeszcze nie było
Na parkingach Biedronki trwa test technologii, która rozlicza postój co do minuty. 90 minut za darmo, potem rosnące opłaty i kary sięgające nawet 3,5 tys. zł w skrajnych przypadkach. Pilotaż ruszył we Wrocławiu, a sieć sprawdza, czy system kamer i skanerów tablic rozwiąże problem „wiecznie zajętych” miejsc. Źródła mówią jasno: kierowcy, koniec z zostawianiem auta „na cały dzień”.
Co i gdzie testuje Biedronka
Na części parkingów przy sklepach Biedronki pojawił się system rozpoznawania tablic rejestracyjnych (ANPR – kamery zczytują numery aut na wjeździe i wyjeździe). Zasada jest prosta: klienci mają 90 minut darmowego postoju. Po przekroczeniu tego limitu trzeba zapłacić 2 zł za pierwszą dodatkową godzinę i 4 zł za każdą następną rozpoczętą godzinę. Brzmi jak matematyka z podstawówki, ale stawki robią się dotkliwe, gdy ktoś postanowi „przeczekać” pół dnia. Pilotaż – jak donoszą media – działa już we Wrocławiu.
Jeśli ktoś zignoruje opłaty, wchodzą w grę kary administracyjne od operatora parkingu: 150 zł za pierwszą dobę ponad limit i 200 zł za każdą kolejną. To właśnie z takiej „spirali” może urosnąć rachunek do 3,5 tys. zł – w praktyce mówimy o wielodniowym zajmowaniu miejsca, które powinno służyć klientom sklepu, a nie parkowaniu „pod biurem”.
Co jeszcze warto o tym wiedzieć?
Stawki, kary, wyjątki: liczby, które robią różnicę
Sercem zmian są liczby. 90 minut bezpłatnie brzmi przyjaźnie, ale potem licznik tyka: 2 zł + 4 zł + 4 zł… – każda rozpoczęta godzina się liczy. W praktyce oznacza to, że „szybkie zakupy i jeszcze kawka obok” mogą niepostrzeżenie zamienić się w mandat. Kluczowy jest też brak taryfy ulgowej dla zapominalskich: 150 zł za pierwszą dobę po przekroczeniu darmowego czasu i 200 zł za kolejne doby – tak wygląda tabelka kar, które potwierdzają redakcje śledzące temat parkingów przy Biedronce. Maksymalny scenariusz? Nawet 3,5 tys. zł.
Sieć podkreśla (w rozmowach branżowych), że to pilotaż, a jego rozszerzenie będzie zależeć od wyników testów: czy kamery faktycznie uwolnią miejsca dla realnych klientów, a nie „etatowych parkujących”. To nie pierwszy raz, gdy Biedronka uderza w porządek na zapleczu zakupów – w tle warto pamiętać, że dyskont od miesięcy ma na głowie kontrole i postępowania dotyczące innych praktyk (m.in. zarzuty UOKiK ws. oznaczeń cenowych). Innymi słowy: presja na „czytelne zasady” rośnie z każdej strony.
Co to zmienia dla kierowców i dla sieci
Dla klientów to wyraźny sygnał: parkuj, rób zakupy, odjedź. System kamer i ANPR może być bezlitosny dla tych, którzy traktują sklepowy parking jak prywatny plac postojowy. Dla Biedronki to z kolei test reputacyjny. Z jednej strony – komfort klientów (miejsca faktycznie dostępne), z drugiej – ryzyko, że wysokie kary wywołają wizerunkowy zgrzyt, jeśli do mediów trafią kontrowersyjne przypadki. W czasach, gdy sieć i tak mierzy się z krytyką (postępowania urzędów, głośne sprawy z cenami), każdy taki ruch jest oglądany pod lupą.
Na dziś fakty są takie: Wrocław jest poligonem, 90 minut gratis to standard, a 150/200 zł kary oraz 3,5 tys. zł w ekstremach – to twarde liczby, nie plotka.