Tragiczna śmierć półrocznego Gabrysia w szpitalu. "Błąd, który nie miał prawa się wydarzyć"
Półroczny Gabryś z Gąsawy (woj. kujawsko-pomorskie) zmarł kilka dni po wizycie w przychodni. Śledczy badają, jak to możliwe, że w obiegu znalazł się przeterminowany preparat, a rodzice – jak wielu innych – zostali z pytaniami większymi niż odpowiedzi. Ekspert od chorób zakaźnych mówi wprost: zawiodły procedury, nie idea szczepień. I to właśnie ten niuans dziś rozpala emocje.
Kulisy tragedii i fala pytań
To nie był „internetowy straszak”, tylko realny dramat – w dokumentacji zabezpieczonej przez służby znalazła się dawka z przekroczonym terminem ważności. Chłopiec trafił do szpitala najpierw w Żninie, potem do Bydgoszczy. Zmarł 9 października. Prokuratura prowadzi śledztwo, które ma wyjaśnić, co dokładnie wydarzyło się w gabinecie oraz w kolejnych godzinach opieki szpitalnej. Wiadomo, że w ramach kalendarza szczepień podano preparat typu „6 w 1”. To właśnie w tej sekwencji, jak wynika z relacji mediów, wykryto przeterminowaną dawkę. Śledczy mają ustalić, czy i jak ten fakt mógł się przyczynić do tragedii.
Kiedy internet rozkręcał spiralę podejrzeń pod adresem szczepień jako takich, lekarze prosili o jedno: oddzielić błąd proceduralny od medycznych faktów. „Podanie pacjentowi przeterminowanej szczepionki to błąd, który nie miał prawa się zdarzyć” – mówi dr Paweł Rajewski, konsultant wojewódzki w dziedzinie chorób zakaźnych. Jednocześnie podkreśla, że sam przeterminowany preparat „nie mógłby stać się źródłem zakażenia” – po prostu traci skuteczność. Pełną odpowiedź przyniosą dopiero wyniki i wnioski ze śledztwa.
Co będzie dalej? Ekspert nie ma wątpliwości
Ekspert: zawiodła procedura, nie szczepionki
Rajewski w rozmowie z lokalnymi mediami wylicza, gdzie w praktyce mogą zdarzać się „potknięcia”: przerwanie tzw. łańcucha chłodniczego (czyli niewłaściwe przechowywanie), złe rozcieńczenie, pomyłka dawki, a wreszcie – podanie preparatu po terminie. Każde z nich to nie „wina szczepionki”, tylko ludzki błąd i złamanie procedury. Jego apel brzmi trzeźwo: rodzice mają prawo patrzeć na ręce, pytać o serię i datę ważności, a personel ma obowiązek działać zgodnie z instrukcją producenta i standardami.
Tragedia Gabrysia uderzyła w najwrażliwszy nerw – zaufanie. W kujawsko-pomorskim w latach 2020–2024 liczba odmów szczepień wzrosła z 1654 do 3020. Jednocześnie lekarze alarmują: skutek może być bardzo realny, bo choroby, które zdążyliśmy „zapomnieć”, wracają. Tylko krztuśca w regionie odnotowano 36 przypadków w 2023 roku i aż 1144 w 2024. To nie statystyka do szuflady, tylko ostrzeżenie.
Co dalej?
Co dalej: śledztwo, procedury i odpowiedzialność
Prokuratura bada każdy etap – od przyjęcia dziecka w gabinecie przez transport między placówkami po hospitalizację. To ważne, bo odpowiedź „kto i gdzie zawiódł” nie może być publicystyczną tezą, tylko wynikiem twardych ustaleń. Dla systemu oznacza to konieczność „przeglądu technicznego”: kontroli apteczek, rejestrów, szkoleń i nawyków. Dla rodziców – listę prostych kroków: pytaj o datę ważności, obserwuj przebieg zabiegu, zgłaszaj niepokojące objawy. I wreszcie: nie rezygnuj ze szczepień z powodu pojedynczego błędu, bo cenę mogą zapłacić najsłabsi.
Chłopca nie da się już uratować, ale można uratować zaufanie. Dobrze, że głośno mówią o tym eksperci – bez histerii, za to z konkretem. Jeśli ta historia ma cokolwiek zmienić, niech będą to żelazne procedury w każdym punkcie szczepień oraz uczciwa rozmowa z rodzicami.