Dwa wykrzyczane słowa, a potem głucha cisza. Nastolatek rozpłynął się w powietrzu
Zaginięcie Brandona Swansona do dzisiaj uznawane jest za jedno z najdziwniejszych i najbardziej niewyjaśnionych zdarzeń w historii Stanów Zjednoczonych. Nastolatek krzyknął dwa ostatnie słowa i rozpłynął się w powietrzu.
Szokujące zaginięcie Brandona Swansona
Do niecodziennego zdarzenia doszło krótko po północy 14 maja 2008 roku w Marshall w Stanach Zjednoczonych. 19-letni wówczas chłopak miał jechać autem ze spotkania z kolegami ze studiów, jakie zorganizowali sobie na zakończenie semestru letniego. Niespodziewanie mężczyzna wpadł kołem do rowu.
W wyniku wypadku nie odniósł żadnych obrażeń, a po dokładnym obejrzeniu samochodu postanowił zadzwonić do rodziców i poprosić ich o pomoc. Nie był jednak pewny tego, gdzie dokładnie się znajduje, dlatego też przyznał, że jest gdzieś niedaleko Lynd. Wtedy też rodzice ruszyli, aby go stamtąd odebrać. Na miejscu jednak nie potrafili go odnaleźć.
Powiedział dwa słowa i rozpłynął się w powietrzu
Aby nie stracić kontaktu z synem, jego ojcem rozmawiał z nim przez telefon przez 47 minut. W tym czasie rodzice nie mogli wciąż zlokalizować Brandona Swansona. W pewnym momencie 19-latek głośno krzyknął: “Oh, shit”, czy dokładnie “O, cholera!” i po tym zakończył rozmowę telefoniczną.
Od tej pory chłopak rozpłynął się w powietrzu, a zmartwieni rodzice zawiadomili o tym policję. Ta kazała wstrzymać się z poszukiwaniami, ponieważ ich zdaniem, takie zachowanie jest bardzo typowe dla chłopców w wieku Brandona. Później jednak sprawa skomplikowała się jeszcze bardziej, ponieważ po pobraniu danych z telefonu zaginionego okazało się, że wieża przekaźnikowa, która odebrała sygnał, znajdowała się w Porter , czyli około 40 kilometrów od miejsca, które podawał rodzicom. Dzięki temu udało się też zlokalizować jego samochód, który znajdował się w Tauton.
ZOBACZ TEŻ: Prawdziwy powód odejścia Dowbora z Polsatu? Niebywałe doniesienia.
Gdzie podział się chłopak?
Do tej pory nie udało się odnaleźć zaginionego chłopaka. Nie wiadomo również, czy był on świadom tego, że przebywa w innym miejscu, niż to, które podawał rodzicom przez telefon. Sprawa ta przyczyniła się jednak do modyfikacji prawa i powstania nowego zarządzenia, określanego mianem Brandon's Law , zgodnie z którym policja musi niezwłocznie rozpocząć poszukiwania zaginionych osób dorosłych.
Późniejsze poszukiwania również nie przyniosły żadnych efektów, chociaż trwały one jeszcze przez trzydzieści dni. Rodzice chłopaka co noc zapalali światło na ganku, które ma być symbolem ich nadziei na powrót, lub odnalezienie Brandona. Kontynuują ten zwyczaj do dzisiaj.