Karetka miała pomóc, a stała się pułapką. To się musiało tak skończyć
Do niecodziennej sytuacji doszło podczas wizyty ratowników pogotowia na jednym z krakowskich osiedli. Z niewiadomych przyczyn jeden z przedstawicieli prywatnej placówki zatrzasnął się wraz z pacjentem wewnątrz karetki. O mały włos, a doszłoby do tragedii.
Niecodzienna sytuacja podczas przyjazdu karetki pogotowia
Sytuacja, która wydarzyła się na jednym z krakowskich osiedli, wstrząsnęła całym Internetem. Na miejsce została wezwana karetka pogotowia , która miała zaopiekować się pacjentem, chorującym na nowotwór. Po interwencji ratowników ustalono, że mężczyzna powinien zostać przetransportowany do hospicjum.
Wtedy też pacjent został przeniesiony wewnątrz pojazdu, gdzie wraz z nim przebywał jeden z pracowników prywatnej placówki. Niestety, szybko okazało się, że drzwi samochodu zatrzasnęły się, a klucz został w środku.
Na jednym z krakowskich osiedli dwaj pracownicy prywatnej medycznej firmy mieli przetransportować mężczyznę cierpiącego na nowotwór karetką do hospicjum. Jeden z nich zatrzasnął auto z pacjentem i kluczykami w środku - informuje Radio Zet.
Pracownik pogotowia zatrzasnął się z pacjentem w karetce
Sytuacja była o tyle tragiczna, że tego dnia panował prawdziwy upał , a temperatura sięgała około 30 stopni Celsjusza, co sprawiało, że życie obu “uwięzionych” było poważnie zagrożone. Ratownicy próbowali otworzyć drzwi pojazdu za pomocą śrubokrętu . Niestety nie przyniosło to oczekiwanych rezultatów. Wtedy też skontaktowali się z kimś, kto miał przywieźć na miejsce zapasowe klucze do karetki.
Jak informuje Radio Zet, syn chorego mężczyzny od samego początku proponował wybicie szyby, które umożliwiłoby uwolnienie jego ojca. Jak wynika z przekazów medialnych, ratownicy medyczni mieli obawiać się kosztów, związanych z tą czynnością.
ZOBACZ TEŻ: Kurski wspiera Holecką po śmierci syna. Ledwo trzymał emocje na wodzy.
Kontrowersje wokół uwięzienia pacjenta w karetce
W końcu jednak syn chorego mężczyzny wziął sprawy w swoje ręce i samodzielnie rozbił szybę do pojazdu. Pacjent miał spędzić w nagrzanej karetce około 45 minut. Co ciekawe, całkiem inne zdanie na temat tego incydentu ma właściciel firmy EMERGENCY24 Maciej Kisiel-Dorohinicki, który twierdzi, że mężczyzna był tam jedynie przez 15 minut.
Sam też wyznał, że o sytuacji dowiedział się od dziennikarza. W dalszej części wypowiedzi zaznaczył, że jego zdaniem życie ludzkie jest najważniejsze, dlatego też ratownicy nie powinni obawiać się kosztów zbicia szyby w karetce.