“Mąż mówił, że odwiedza mamę, a ona potwierdzała. Raz po prostu za nim poszłam”
“Długo staraliśmy się o dziecko. Kiedy już pomału zaczynaliśmy rozważać adopcję, zaszłam w ciążę. Niesamowicie ucieszyliśmy się oboje. Jednak od pewnego czasu Mariusz zaczął gdzieś znikać. Ponoć odwiedzał moją mamę, żeby pomóc jej w codziennych obowiązkach, po tym, jak złamała nogę, ale jakoś w to nie potrafiłam uwierzyć. Raz poszłam za nim. Kiedy zobaczyłam, co robi, mogłam myśleć tylko o dziecku.” - Weronika podzieliła się w sieci swoją historią.
"Długo staraliśmy się o dziecko"
"Mariusza nazywam moim mężem, chociaż nie mamy ślubu. Oboje byliśmy niewierzący i uważaliśmy, że ślub to pierwszy krok do rozwodu. Nasi znajomi byli dla nas najlepszym przykładem na to, że dopiero, jak się powie sakramentalne “tak”, to wszystko zaczyna się naprawdę psuć. Byliśmy szczęśliwi i bez tego papierka. W pewnym momencie naszego związku, zaczęliśmy dużo rozmawiać o dziecku. Okazało się, że bardzo go pragniemy oboje. Przestaliśmy się zabezpieczać i czekaliśmy.
Jak się okazało, zostanie rodzicem nie było w moim przypadku takie proste. Nie chce wchodzić w szczegóły, ale nie było pewne, czy w ogóle uda mi się zajść w ciąże, ani jeśli już się to stanie, czy ją donoszę. Ryzyko było ogromne. Zdecydowaliśmy się jednak je podjąć. W końcu czego się nie robi, żeby dać nowe życie?"
"Kiedy okazało się, że jestem w ciąży, Mariusz zaczął się dziwnie zachowywać"
"Słowo daje, coś było mocno nie tak. Kiedy dowiedzieliśmy, że po długich staraniach, w końcu jestem w ciąży, oboje płakaliśmy jak dziecko. Obecnie byłam w 6. miesiącu i mimo tego, że lekarze najpierw nieźle nas nastraszyli, wszystko było w porządku. Przebywałam na urlopie i robiłam już pierwsze zakupy dla maluszka. Wspólnie z Mariuszem szykowaliśmy także pokoik dla dziecka. Zdecydowaliśmy, że nie chcemy znać płci. Ubranka kupowałam w neutralnych kolorach. Poza tym nie widziałam nic złego w tym, aby dziewczynce nałożyć niebieskie spodenki, czy chłopcu różowe body.
Martwiła mnie natomiast inna rzecz. Mariusza w ostatnim czasie często nie było w domu. Wymykał się pod pretekstem, że moja mama poprosiła go o zrobienie zakupów czy naprawdę kapiącego kranu. Nagle wszystko w jej domu zaczęło się psuć. W mojej głowie pojawiały się myśli, za które było mi wstyd - czy Mariusz mnie zdradza? Kilka razy zadzwoniłam do mojej mamy, aby sprawdzić, czy mój facet faktycznie u niej jest. Ostatnio powiedziała, że tak, ale wyszedł po zakupy. Coś mi mocno nie pasowało, bo on powiedział, że kosił u mniej trawnik. Ktoś tu nie był ze mną szczery. Postanowiłam to sprawdzić."
"To, co odkryłam, kiedy za nim poszłam, sprawiło, że łzy stanęły mi w oczach"
"Przy Mariuszu próbowałam udawać, że wszystko jest ok. Kiedy jednak następnego dnia znowu powiedział, że idzie do mojej mamy zrobić jej zakupy, byłam już pewna. Powiedziałam mu, że musi iść pieszo, bo samochód był mi potrzebny. Kiedy zaszłam w ciążę sprzedaliśmy jedno auto, bo nie było nas stać na utrzymanie dwóch, a dom mojej mamy znajdował się 15 minut spacerkiem od naszego. Odpowiedział, że w sumie to może się przejść. Nie zgodził się, żebym go podwiozła, a mnie prawie pękło serce.
Postanowiłam pójść za nim. Z zawodu byłam policjantką, wiedziałam więc, w jaki sposób powinnam go śledzić, żeby się nie zorientował. Raz prawie zgubiłam trop, ale udało się! Mariusz w końcu dotarł do starego garażu, który należał jeszcze do jego ojca. Kiedy wszedł do środka, zaczęłam mieć wątpliwości, czy postępuję słusznie. To bardzo dziwne miejsce na schadzkę z kochanką… No nic, skoro powiedziało się A, trzeba było powiedzieć B. Chwilę odczekałam, ale po pięciu minutach wparowałam do garażu gotowa zacząć krzyczeć. To, co zobaczyłam, sprawiło, że zaniemówiłam. Mój facet sam robił kołyskę z drewna dla naszego dziecka. Później wyjaśnił, że chciał mi zrobić niespodziankę… I jak go nie kochać?"