Mikołaj i Nikodem zginęli w wypadku na S7. "Byli prawie w domu"
Cała Polska nie dowierza w koszmar, do którego doszło w województwie pomorskim. Wypadek na S7 zebrał śmiertelne żniwo. Zginęli w nim m.in. dwaj koledzy 10-letni Mikołaj i 7-letni Nikodem. Chłopcy byli już prawie u celu podróży, kiedy w auto, którym podróżowali, wjechał rozpędzony tir.
Wypadek na S7 zebrał śmiertelne żniwo. Nie żyje czworo dzieci
Przypomnijmy, że do karambolu doszło w piątek, 18 października, na remontowanym odcinku trasy S7. W zderzeniu wzięło udział aż 21 samochodów, w tym 3 ciężarówki. Ciężko nam uwierzyć w skalę dramatu, jaki rozegrał się na drodze.
W wyniku karambolu śmierć poniosło czworo dzieci. To dwaj koledzy 10-letni Mikołaj i 7-letni Nikodem oraz rodzeństwo 9-letnia Eliza i 12-letni Tomek . Oprócz czterech nieletnich, którzy ponieśli śmierć, piętnaście osób zostało rannych.
Kierowca, który wjechał w inne pojazdy, nie przyznaje się do winy
Zdaniem śledczych, to 37-letni kierowca rozpędzonego tira ponosi winę za to zdarzenie . Mateusz M., który usłyszał zarzut spowodowania katastrofy w ruchu lądowym, nie przyznaje się do winy. Co więcej, mężczyzna skorzystał z prawa do odmowy składania wyjaśnień.
W oparciu o zgromadzony w sprawie materiał dowodowy w dniu 20 października prokurator przedstawił Mateuszowi M. zarzut popełnienia przestępstwa spowodowania na drodze ekspresowej S7 w miejscowości Borkowo katastrofy w ruchu lądowym zagrażającej życiu lub zdrowiu wielu osób oraz mieniu w wielkich rozmiarach w wyniku której śmierć poniosły 4 osoby a 15 osób zostało rannych. Przesłuchany w charakterze podejrzanego Mateusz M. nie przyznał się do popełnienia zarzuconego mu czynu i skorzystał z prawa do odmowy składania wyjaśnień. Ograniczył się jedynie do odpowiedzi na pytania obrońców – przekazał prok. Mariusz Duszyński, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.
10-letni Mikołaj i 7-letni Nikodem byli już prawie w domu
Wszystkie dzieci, które zginęły w wypadku, wracały z meczu Lechii Gdańska z Legią Warszawa. O ile tożsamość Elizy i Tomka potwierdzono dopiero po badaniach DNA, ponieważ ich ciała spłonęły w aucie, o tyle śmierć Nikodema i Mikołaja potwierdzono niemal od razu.
10-latek i 7-latek to koledzy z tej samej szkoły . Jak się okazuje, chłopców od ich domów dzielił dystans zaledwie 1,5 km. Na mecz zabrała ich mama Nikodema. To ona prowadziła auto. W samochodzie było jeszcze jedno dziecko, które przeżyło. Mieszkańcy miejscowości, z której pochodzili chłopcy, zabrali głos.
Oni już byli prawie w domu. Wiem, że ci chłopcy mieli rodzeństwo. Ciężko mi myśleć, co czują. Słyszałem, że matka jednego z dzieci wypisała się już ze szpitala na własne żądanie. Nie dziwię się jej. Wszyscy składamy im wyrazy współczucia. Na mszy mówił już o tym ksiądz - powiedział w rozmowie z portalem o2.pl jeden z mieszkańców Straszyna.