Inne kobiety poszarpałyby się o takiego męża, a ja od niego uciekłam
Kiedy Dorota poznała Marka, jej życie całkowicie się zmieniło. Wspaniały mężczyzna wkroczył w jej życie i zrobił wszystko, by ją uszczęśliwić. A tak jej się przynajmniej wydawało. Choć z wierzchu nic nie zapowiadało, że wydarzy się coś złego, po kilku latach wyszła na jaw prawdziwa intencja męża. Dorota nie mogła się na to zgodzić.
Myślała, że wygrała go na loterii
Kiedy Dorota poznała Marka, myślała, że złapała samego Pana Boga za nogi. Był po prostu idealny! Opiekuńczy, troskliwy, a do tego świetnie wyglądający i z dobrą pracą . Od samego początku obsypywał ją komplementami i prezentami, a częste wyjazdy w różne zakątki Polski, które organizował, były pełne czułości i namiętności . Dość szybko wzięli ślub, przede wszystkim z inicjatywy Marka. Zapewniał Dorotę, że chce z nią spędzić całe życie i im szybciej staną na ślubnym kobiercu, tym lepiej .
Para krótko po ślubie przeniosła się do uroczego domku nad Bałtykiem. Dorota cztery miesiące po złożeniu przysięgi małżeńskiej zobaczyła pierwszy raz dwie kreski na teście ciążowym . Oboje byli wniebowzięci! Okres ciąży był dla kobiety dosyć łaskawy, a urlop macierzyński stał się zbawieniem i uratował ją od męczącej pracy biurowej . W tym samym czasie Marek dostał duży awans.
- Kochanie, mam świetny pomysł - zaczął któregoś dnia, kiedy Dorota przebierała ich córkę.
- Co takiego skarbie?
- Pomyślałem, że skoro teraz będę tak dobrze zarabiał, to może wcale nie musisz wracać do pracy. Możesz zająć się domem i córką, a ja zarobię nam na życie i przyjemności - ucałował Dorotę w czoło.
- Myślisz, że to dobry pomysł? A co jak coś się stanie?
- Co by się miało stać? Ja mam same dobre pomysły.
Po tych zapewnieniach Dorota nie zastanawiała się zbyt długo . W sumie to będzie całkiem wygodne, i tak nie lubiła siedzieć w biurze od rana do popołudnia, praca ją nudziła. Mąż uratował ją z tej opresji .
Zaczęło jej się to coraz mniej podobać
Minęło kilka lat, a Dorota i Marek przywitali na świecie kolejną pociechę. Kobieta wciąż zajmowała się domem i córkami . Siedzenie w domu zaczęło ją coraz bardziej przytłaczać, a brak zajęć tylko dla siebie i koleżanek frustrował. Kiedy próbowała to zmienić, mąż łatwo umiał wyperswadować jej pomysły .
- Ale po co ci ten pilates? Przecież dobrze wyglądasz, nie potrzebujesz żadnej siłowni. W domu za dziećmi pobiegasz i też to będzie trening.
- Ale ja po prostu chciałabym gdzieś wyjść z domu…
- Tak źle ci w tym domu? Ile ja bym dał, żeby się z tobą zamienić. A tak to ciągle praca, dzień w dzień to samo.
Tak kończyła się każda próba Doroty na podjęcie się jakiejś aktywności. Z jednej strony Marek miał rację, kochała swoje dzieci i życie w domu było wygodne . Miała nawet wyrzuty sumienia, że tak bardzo ciągnie ją do innych rzeczy. Ale czy nie należy jej się coś od życia? Nigdy nie godziła się na rolę kury domowej .
- Chciałabym wyjść dziś z koleżanką z liceum. Przyjechała tu na weekend i chciałaby zobaczyć trochę miasta.
- Ale jak to sobie wyobrażasz? Ja będę do późna w pracy, ktoś musi się zająć dziećmi.
- Pomyślałam, że znajdę opiekunkę. Nietrudno o jakąś panią, która te trzy lub cztery godziny posiedzi z dziewczynkami.
- Obca kobieta będzie się zajmować moimi dziećmi? Nie podoba mi się ten pomysł.
I tak właśnie Dorota zrezygnowała z wyjścia ze starą znajomą na rzecz opieki nad córkami . Znów poczuła wyrzuty sumienia, ale coraz intensywniej rodził się w niej bunt przed taką sytuacją . Czy to ta słynna złota klatka, o której czytała w czasopismach? Kiedy policzyła w głowie, ile razy przez te osiem lat małżeństwa wyszła sama z domu , to naliczyła… cztery takie sytuacje. Dwie z nich miały związek z chorobą jej matki i potrzebą pomocy na gospodarstwie. Raz była na kawie u dawnej przyjaciółki z pracy, a innym razem pomagała znajomej w przeprowadzce . Coś tu jest nie tak.
ZOBACZ TEŻ: Córki nie będą mi mówić, jak obchodzić żałobę
Nie mogła tego znieść, musiała odejść!
Dorota nie wiedziała, co ma zrobić. Kilkukrotnie podjęła ten temat z Markiem, ale on ciągle nie był w stanie zrozumieć jej potrzeby niezależności . Przecież zapewniał jej wszystko, czego potrzebowała. Był dobrym mężem, to prawda. Nie stosował przemocy, nie pił… Był przykładnym mężem . Dlaczego więc Dorota była taka nieszczęśliwa? Długo biła się z myślami, ale apogeum przyszło szybciej, niż to sobie wyobrażała .
Tego dnia zauważyła, że miesiączka spóźnia jej się już prawie dwa tygodnie. Z lękiem wykorzystała test ciążowy i oczekiwała na wynik. Wkrótce stało się jasne, że jest w trzeciej ciąży . Wtedy w jej głowie pojawiło się wiele myśli. Znów to samo. Znów pieluchy, rozszerzanie diety i ząbkowanie . I zero czasu dla siebie. Zresztą, po co jej czas dla siebie, skoro i tak nie może go wykorzystywać u boku męża. Frustracja wzięła górę. Dorota postanowiła podjąć ostateczną decyzję . Skoro żadne jej argumenty nie działały, to sama załatwi wolność.
Chwyciła za kartkę i długopis i napisała list.
Marku,
byłeś naprawdę cudownym mężem i niczego mi z tobą nie brakowało. Ale nie mogę tkwić w złotej klatce. Wywołujesz we mnie poczucie winy, z powodu tego, że chciałabym znów poczuć się jak kobieta. Pójść z koleżanką poplotkować, albo na tą głupią siłownię. Nie mogę tego znieść, dlatego pakuję dziewczynki i wyprowadzamy się. Nie szukaj mnie, wyślę ci stosowne papiery.
Dorota chwilę zastanawiała się, czy wspomnieć o teście ciążowym, ale postanowiła zachować to dla siebie. Jeszcze przyjdzie czas na to wyznanie. Bała się, że jeśli Marek się dowie, przekona ją, aby została . A nie może. Musi znów poczuć się prawdziwą kobietą. Jak postanowiła, tak zrobiła i godzinę później wyjechała z miasta w bliżej nieokreślonym kierunku . Nie miała planu, chciała znów być spontaniczna. Przyszłość na nią czeka.