Lifestyle.Lelum.pl > Plotki i gwiazdy > Znaleźli się świadkowie tragedii na A1. Porażające, co widzieli, boją się, ale nie milczą, ujawnili prawdę
Wiktoria Wihan
Wiktoria Wihan 30.09.2023 20:15

Znaleźli się świadkowie tragedii na A1. Porażające, co widzieli, boją się, ale nie milczą, ujawnili prawdę

autostrada A1, wypadek
Porażające zeznania świadków śmiertelnego wypadku na A1. Fot. Marek BAZAK/East News, twitter.com/Radio_TOK_FM

W ostatnim czasie całą Polskę obiegła wiadomość o tragicznym wypadku na autostradzie A1. Rodzina wracała z wakacji nad morzem. W pewnym momencie doszło do wypadku, w wyniku którego kia ceed, którą podróżowali, uderzyła w barierki i stanęła w płomieniach. Zeznania świadków w tej sprawie są porażające…

Tragiczny wypadek na autostradzie A1 - jak do niego doszło?

16 września wieczorem młoda rodzina — Martyna, Patryk oraz ich 5-letni synek Oliwier wracali z wakacji nad morzem do swojego domu w Myszkowie. Podróżowali zieloną kią ceed. Nagle w samochód uderzyło rozpędzone bmw, jednocześnie zmieniając tor jazdy pojazdu. Sytuacja ta miała miejsce na autostradzie A1, między węzłami Tuszyn i Piotrków Trybunalski Zachód, na wysokości miejscowości Sierosław. To tam kia ceed uderzyła w barierki i stanęła w płomieniach.

Spłonęli żywcem. Krzyczeli, wołali o pomoc – powiedział jeden ze świadków.

Cała trójka poniosła śmierć na miejscu. To, o czym opowiadają ludzie, którzy widzieli tę tragedię na własne oczy, nie mieści się w głowie. 

Antoś, Weronika, Stefek i ich tata nie żyją. 'To nie był wypadek", STRASZNE, co przekazali śledczy

Kierowca bmw, który brał udział w wypadku na A1, jest poszukiwany listem gończym

Oliwerek oraz Martyna i Patryk. Młodzi, fajni ludzie, którzy wracali z pobytu nad morzem. Jeszcze dzień wcześniej uśmiechali się na plaży. Oni nigdy nie będą bezimiennymi ofiarami nieszczęśliwego wypadku. Chcielibyśmy móc wysłać sprawcy ich ostatnie zdjęcie, żeby ich twarze prześladowały go do końca życia – powiedzieli “Faktowi” zdruzgotani przyjaciele rodziny.

Okoliczności, w których rodzina zginęła w wypadku na autostradzie A1, są porażające, jednak w całej tej sprawie największe wątpliwości zdaje się budzić praca policji. Śledczy początkowo pominęli wiadomość o bmw, które brało udział w wypadku. Informowano o jednym aucie, kii ceed, która z nieznanego powodu uderzyła w barierki i stanęła w płomieniach. Dopiero 20 września wiadomość o 2 samochodzie ujrzała światło dzienne. Wkrótce potem wyszły na jaw wstrząsające fakty.

Prokurator generalny wyznał, że kierowca bmw, które uderzyło w kię ceed, miał jechać co najmniej 253 km/h. Jakiś czas później, na konferencji ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, poinformowano o tym, że za Sebastianem Majtczakiem wydano list gończy.

Porażające wyznanie świadków wypadku na A1

“Faktowi” udało się dotrzeć do świadka wypadku, który miał miejsce na A1. Kobieta nie widziała momentu uderzenia, jednak wraz z mężem zatrzymała się przy Kii ceed, która już się paliła. Jej słowa są wstrząsające.

Samego uderzenia nie widzieliśmy, ale mijało nas bmw. Przy aucie z rodziną byliśmy jakieś półtorej minuty później, lecieliśmy pomóc – opowiedziała w rozmowie z dziennikiem pani Anna [imię zmienione – przyp. red.].

Kobieta jest zawiedziona pracą funkcjonariuszy policji, którzy nawet nie chcieli wziąć od niej danych osobowych. Jednocześnie nie może pogodzić się z tym, jaka tragedia rozegrała się na jej oczach.

Nie mogę zrozumieć tego, że ludzie, którzy przejeżdżali jako pierwsi, nie wyskoczyli, by pomóc. Wymyślają, że auto całe wybuchło, jak w filmie. Kilka minut po tym, jak musieliśmy się poddać, auto zaczęło pękać pod wpływem temperatury, całe zajęło się ogniem. (…) Nie mogę sobie darować, że nie mogliśmy być te dwie minuty wcześniej. I 20 gaśnic, by tego nie ugasiło, proszę mi uwierzyć... Ale spowolnić na pewno cokolwiek by się dało... Chociaż tego dzieciaczka wyciągnąć... Cokolwiek... – opowiadała pani Anna.

Kobieta jest wciąż przerażona tym, co się stało, jednak nie mogła dłużej milczeć:

Ja rozumiem, że może ktoś się bał, że uderzy w kogoś auto. Myśli pani, że ja się nie bałam? Bałam się, ale sama mam dzieci i świadomość, że to w nas mógł tak uderzyć 200 m wcześniej (…) Mijał nas. Mąż zwolnił. Zdążyliśmy powiedzieć do siebie, żeby tylko nikomu nic się nie stało... I za kilka sekund rzeczy leżały już na trasie… Mąż widział go wcześniej, zanim zaczął "walić" długimi i wszystkich nas wyganiać z pasa – powiedziała w rozmowie z “Faktem”.

 źródło: fakt.pl

Tagi: wypadek