Wyszukaj w serwisie
Zdrowie i żywienie Aktywność silversa Pielęgnacja i uroda Lifestyle Silver Quizy
Lelum.pl > Dzieje się > "Moja córka żyje na "kocią łapę", a do tego nawet nie myśli o dzieciach. Wstyd"
Jędrzej  Cięciel
Jędrzej Cięciel 08.05.2024 19:00

"Moja córka żyje na "kocią łapę", a do tego nawet nie myśli o dzieciach. Wstyd"

Matka i córka
Fot. Canva/JackF

Konflikty międzypokoleniowe są stare jak świat. Z zapisków historyków wiemy, że nawet w starożytnej Grecji narzekano na „dzisiejszą młodzież” i bano się, że świat schodzi na psy. Są one jednak nie do uniknięcia, o czym dowiedziała się pewna para spod Krakowa.

Wychowała ją najlepiej jak potrafiła

Matka wychowywała swoją córkę, najlepiej jak potrafiła. Od najmłodszych lat otaczała ją troską, opieką oraz bezwarunkową miłością. To dla niej razem z mężem postanowili rozbudować swój mały dom w małej podkarpackiej wsi. Specjalnie dla małej córeczki dobudowali całe skrzydło, aby miała ona swój własny pokój, w którym mogłaby dorastać i dojrzewać.

Dla matki niezwykle ważne było również wychowanie córki w konserwatywnych wartościach. Zabierali ją co niedzielę do kościoła jeszcze w wózeczku, zanim nauczyła się chodzić. Obowiązkowe były również modlitwy poranne, wieczorne, a także wspólne dziękczynienie przed posiłkiem. Matce wydawało się, że jej córka wyrośnie na wspaniałą osobę przywiązaną do wartości, które są podstawą jej życia.

45-latek skazany na dożywocie za zabójstwo 2,5-letniego chłopca. Wyrok usłyszała też matka 14-letni Wiktor rzucił się pod metro. Matka chłopca przerwała milczenie. Historia wywołuje płacz i łzy

Życie nastoletnie

Wraz z biegiem lat, matka była coraz bardziej dumna ze swojej córeczki. Myślała, że wiek nastoletni będzie trudnym okresem z perspektywy wychowawczej, znała z relacji przyjaciół oraz z filmów i seriali, które oglądała, jak może wyglądać tak zwany nastoletni „bunt”. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Bogna, bo tak miało na imię jej ukochane dziecko, przez cały okres szkoły podstawowej oraz wczesnej szkoły średniej była wzorem do naśladowania.

Bogna uczestniczyła w dodatkowych zajęciach parafialnych, mówiła, że gdy dorośnie, będzie chciała zostać zakonnicą albo znaleźć kogoś z kim będzie mogła we wspólnym małżeństwie mieć co najmniej siódemkę dzieci i pogłębiać relację z Bogiem. Ze szkoły przynosiła same piątki, a po szkole średniej miała zamiar iść na studia z psychologii lub weterynarii.

Wyjazd do Warszawy

Po kilkunastu latach beztroskich i pełnych miłości lat przyszła pora na to, aby córka opuściła rodzinny dom. Musiała jechać na studia, aby móc zdobyć wymarzone wykształcenie. Oczywiście matury zdała śpiewająco i dostała się na Katolicki Uniwersytet Lubelski, gdzie miała studiować psychologię oraz teologię. Zmieniła jednak decyzję w ostatniej chwili i postanowiła podjąć studia w Warszawie.

Początkowo matka była niezwykle dumna z córki. Całe swoje życie poświęcała wyłącznie nauce, a raz na dwa tygodnie przyjeżdżała w odwiedziny do domu. Z czasem zaczęło się to jednak zmieniać.

Żyją na "kocią łapę"

Wraz z upływem lat córka coraz rzadziej przyjeżdżała w odwiedziny. Zaczęła też coraz mniej opowiadać o swoim życiu w Warszawie. Rodzice dowiedzieli się tylko, że poznała jakiegoś chłopaka. Miał na imię Damian.

W pewnym momencie córka w ogóle przestała przyjeżdżać, a z czasem i brać od rodziców jakiekolwiek fundusze na studia. Podobno znalazła jakąś pracę, a poza tym miała gdzie mieszkać. To już było za wiele.

Okazało się, że córka zamieszkała ze swoim chłopakiem. Bez ślubu i co gorsza, bez jakiegokolwiek zamiaru wchodzenia w związek małżeński. Z rodzicami praktycznie zerwała kontakt. Dowiedzieli się oni też, że nie chodzi już do kościoła i cały czas spędza z Damianem.

Raz, po wielu miesiącach bez kontaktu, przyjechała niezapowiedzianie do rodziców w odwiedziny. Matka została pozostawiona w rozpaczliwym stanie. Bogna opowiedziała o tym jak wygląda jej życie, o tym, że mają z Damianem dwójkę kotów i nie planują ani ślubu, ani tym bardziej dzieci. Bogna pracuje jako psychoterapeutka, ale nie ma nic wspólnego z kościołem katolickim, który już podobno „nie jest dla niej ważny”. Na rozpaczliwe błagania matki zareagowała tylko uprzejmą i spokojną uwagą:

Mamo wybacz, kocham Cię, ale to moje życie. Mogę je przeżyć tak jak sama uznam za najlepsze.

Od tamtej pory, relacje między córką a matką praktycznie się urwały. Dzwonią do siebie sporadycznie, ale rozmowy zawsze są lakoniczne lub pełne kłótni. Matka każdego dnia zastanawia się, jakie popełniła błędy. 

Moja córka żyje na "kocią łapę", a do tego nawet nie myśli o dzieciach. Wstyd mi za nią! Co ludzie powiedzą?