Niespodziewana reakcja Chin na rosyjski atak dronów. Ekspert nie ma wątpliwości

Lakoniczny komunikat z Pekinu i głośne pytania w Warszawie. Po incydencie z rosyjskimi dronami nad Polską rzecznik chińskiego MSZ ograniczył się do apelu o „dialog i konsultacje”. Brzmi pokojowo, ale w polityce takie frazy bywają jak dzwonek na przerwę: przerywają rozmowę, nie rozwiązują sporu. Jak czytać tę reakcję Chin i co z niej wynika dla nas?
Lakoniczna odpowiedź Pekinu
O komentarz do naruszeń polskiej przestrzeni powietrznej rzecznik MSZ ChRL Lin Jian został zapytany na regularnym briefingu. „Odnotowaliśmy sprawę” — stwierdził i dodał, że spory powinny być rozwiązywane poprzez dialog. Ani słowa o potępieniu, ani o odpowiedzialności Moskwy. To dyplomatyczne minimum, które mówi wszystko i nic naraz. Źródłowy zapis konferencji potwierdza ten przekaz słowo w słowo.
Do tego stanowiska odniósł się na łamach “Faktu” analityk Krzysztof Karwowski.
Skala jest dla nich mała. Polska jest niedużym krajem o bardzo małym znaczeniu dla Chin. Kilku publicystów w blogosferze się na ten temat wypowiedziało. Nie zamierzają dawać do zrozumienia, że przywiązują do tego wagę - powiedział.
To jednak nie wszystko.
Co mówią liczby i eksperci?
W nocy z wtorku na środę nad Polską pojawiło się kilkanaście–kilkadziesiąt dronów agresora; procedury obronne uruchomiono natychmiast, część obiektów zestrzelono, trwają poszukiwania szczątków maszyn. Według bieżących podsumowań mówi się nawet o 19 naruszeniach. To najpoważniejszy taki incydent od początku wojny i — jak donoszą światowe media — pierwszy raz, gdy państwo NATO realnie zestrzeliło rosyjskie bezzałogowce w związku z wojną w Ukrainie.
Co na to Chiny? Ekspert Instytutu Nowej Europy Krzysztof Karwowski wskazuje, że „hybrydowa działalność dronami wabikami czy rozpoznawczymi” to zbyt niski próg eskalacji, by Pekin musiał się angażować. I dodaje, że samo Państwo Środka prowadzi działania hybrydowe w Azji Wschodniej — czyli miesza narzędzia militarne, informacyjne i gospodarcze, by testować przeciwnika bez otwartej wojny. To tłumaczy chłód komunikatu i brak potępienia Rosji.
Skala jest dla nich mała. Polska jest niedużym krajem o bardzo małym znaczeniu dla Chin. Kilku publicystów w blogosferze się na ten temat wypowiedziało. Nie zamierzają dawać do zrozumienia, że przywiązują do tego wagę - dodał Karwowski.
Wspomniał również o odpowiedzi środka.
Pekin nie chce dużej wojny w Eurazji, bo ona szkodzi eksportowi i rozwojowi gospodarczemu. Nie może jednak i nie chce jawnie potępiać Moskwy, dlatego odpowiada drogą środka — "dialogu i konsultacji - podsumował.
Co to może oznaczać dla Polski?
Co to znaczy dla Polski?
Po pierwsze, Chiny nie chcą dużej wojny w Eurazji, bo szkodzi ich eksportowi — ale też nie chcą obrazić Kremla. Stąd bezpieczna formułka o „konsultacjach”. Po drugie, Polska w chińskim rachunku sił nie jest dziś aktorem, którego głos przesunie wajchę — i to też słychać w ich tonie. Karwowski zauważa, że na państwowych profilach Pekinu dominuje narracja zbieżna z rosyjską, a więc sygnał dla Moskwy jest czytelny: „nie potępiamy, gramy na czas”.
Czy to powód do paniki? Nie. Ale to ostrzeżenie, że Chiny będą trzymały się swojej ścieżki: minimum słów, maksimum kalkulacji. Dla rządu w Warszawie oznacza to dwie rzeczy. Po pierwsze, presję na sojuszników z NATO i UE, bo tam naprawdę zapadają decyzje po naszej stronie barykady. Po drugie — chłodną lekturę mapy interesów Pekinu.


































