TAM polscy wojskowi mają jechać na szkolenie. Nieoficjalne informacje otwierają oczy

Polskie mundury znów będą widoczne w Kijowie — tym razem nie na defiladzie, lecz na szkoleniach z polowania na bezzałogowce. Dzień po bezprecedensowym naruszeniu naszej przestrzeni powietrznej przez rosyjskie drony Warszawa i Kijów zacieśniają współpracę. Według relacji Wołodymyra Zełenskiego, zaakceptowanej przez premiera Donalda Tuska, polscy wojskowi pojadą do Ukrainy szkolić się z obrony przed dronami. Brzmi jak scenariusz serialu politycznego? To już odcinek na żywo.
Po nocy dronów — poranek decyzji
Noc z 9 na 10 września 2025 r. była dla Polski brutalną pobudką: nasze niebo zostało wielokrotnie przecięte przez rosyjskie bezzałogowce. Polska, z pomocą sojuszników z NATO, zestrzeliła kilka obiektów — to pierwszy znany przypadek, gdy państwo Sojuszu otworzyło ogień w kontekście wojny w Ukrainie. Według wstępnych szacunków mówimy nawet o 19 naruszeniach. Reakcje były natychmiastowe: podniesiono gotowość, zamknięto czasowo lotniska, a teren kraju przeszukiwano w poszukiwaniu szczątków.
Prezydent Karol Nawrocki mówi o „rosyjskiej prowokacji” i zwołuje Radę Bezpieczeństwa Narodowego. Dowództwo Operacyjne RSZ wprost określa te wtargnięcia jako „akt agresji”, który stworzył realne zagrożenie dla obywateli. Konsultacje w trybie art. 4 NATO tylko potwierdziły wagę sytuacji. W tle — chór europejskich stolic, które widzą w incydencie próbę przetestowania czujności Sojuszu
Kijów zaprasza na… szkolenie z zestrzeliwania
Kijów, który od lat odpiera zmasowane ataki z powietrza, proponuje Polsce coś więcej niż słowa wsparcia. Zełenski ogłosił, że polscy wojskowi przyjadą do Ukrainy, by uczyć się taktyk przechwytywania i zestrzeliwania dronów. Ukraińcy chwalą się „wielowarstwową” tarczą — miks własnych rozwiązań z dostawami partnerów (Patriot jest skuteczny, ale kosztowny; drony-za-kilka-tysięcy nie zasługują na rakietę za kilka milionów). To praktyka, której dziś potrzebuje cała Europa.
Po stronie Warszawy słychać determinację: współpraca operacyjna z NATO, szybkie decyzje „pod presją czasu”, a także jasny komunikat, że polscy wojskowi mają zdobyć szkolenie z obrony przed dronami u źródła doświadczenia. Wspólny komunikat Lublina, Warszawy i Kijowa tylko dokłada cegiełkę do nowej architektury bezpieczeństwa na wschodniej flance.
Tarcza, budżet i nerwy ze stali
Plan minimum? Budowa systemu wczesnego ostrzegania i stałego „parasola” antydronowego nad regionami najbardziej narażonymi na przeloty z kierunku Białorusi i Rosji — tu Kijów deklaruje wsparcie know-how. Polska nie ukrywa, że chodzi także o racjonalizację kosztów: nie każdą „szachidę” (IRAński typ drona używany przez Rosję) trzeba strącać rakietą klasy Patriot; potrzebne są tańsze efektory, gęstsza sieć radarów i lepsza integracja z lotnictwem sojuszników. O tym, że to nie epizod, świadczą najnowsze posiedzenia w Brukseli oraz decyzja o zwołaniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego w Warszawie.
A co z politycznym echem? Moskwa tradycyjnie bagatelizuje skandal, nazywając nasze reakcje „niczym nowym”, ale w tym samym czasie Polska skutecznie przepchnęła sprawę na forum ONZ. NATO też nie kryje, że traktuje wtargnięcia jako test — i zapowiada wyciągnięcie wniosków pod kątem obrony przed rojami dronów.


































