Była 19:10, w "Faktach" pokazali porażające nagranie. Aż trudno uwierzyć!
W najnowszym wydaniu programu informacyjnego pokazano materiał, który natychmiast przyciągnął uwagę widzów – krótkie, pełne napięcia nagranie, dwóch zamaskowanych sprawców i spektakularna ucieczka w nocne ulice miasta. Co się wydarzyło?
Jak do tego doszło: „spokojne wejście”, błysk diamentów i wielkie pytania
ChatGPT powiedział:
Niedziela, 19 października 2025 r. Dwóch zamaskowanych mężczyzn (inne relacje mówią o 3–4 osobach) dociera do Galerie d’Apollon na wysięgniku, wybija okno i w kilka minut rozcina gabloty akumulatorową przecinarką — lekkim, ale wyjątkowo skutecznym narzędziem używanym m.in. w budownictwie. Z gablot znikają brylantowe insygnia z XIX wieku, w tym tiara cesarzowej Eugenii oraz naszyjniki kojarzone z dworem Napoleona. Wersje wydarzeń różnią się detalami, lecz jedno pozostaje pewne: wszystko odbyło się błyskawicznie, z precyzją i chłodnym planem, jakby sprawcy znali układ sal i system zabezpieczeń od podszewki.
Według doniesień, całe zajście trwało nie dłużej niż osiem minut. „Fakty” podkreślają, że muzeum zareagowało zgodnie z procedurami — ekspozycję błyskawicznie ewakuowano, a alarm uruchomił się natychmiast. Mimo to w sieci pojawiają się głosy krytyki: komentatorzy mówią o „martwych strefach” w monitoringu i zbyt późnej reakcji ochrony. Śledczy badają, czy napad był dziełem międzynarodowej grupy przestępczej, a francuskie media spekulują, że kradzione klejnoty mogły już trafić poza granice Europy.
Serce sprawy: nowe nagranie, dokładny czas i pierwsze ruchy śledczych
To właśnie nowe nagranie, które trafiło do mediów, rozgrzało emocje i ponownie przyciągnęło uwagę całego świata. Widać na nim, jak dwie osoby w czarnych kombinezonach „spokojnie” zjeżdżają na podnośniku, mimo że w tle słychać już syreny alarmowe i zbliżające się radiowozy. Chwilę później obaj znikają w miejskim zgiełku, odjeżdżając skuterem w stronę centrum. Eksperci od bezpieczeństwa podkreślają, że ta chłodna precyzja i brak paniki wskazują na doskonale zaplanowaną akcję – złodzieje prawdopodobnie wiedzieli, jak długo mogą działać, zanim na miejsce dotrą służby.
Według „Le Parisien”, cytowanego przez polskie i zagraniczne media, wewnątrz galerii spędzili dokładnie 3 minuty i 52 sekundy – znacznie krócej, niż początkowo przypuszczano. Prokuratura w Paryżu potwierdza, że straty wynoszą około 88 mln euro, a w śledztwie uczestniczy ponad stu funkcjonariuszy i ekspertów z różnych jednostek. Co ciekawe, jedna z koron, przypisywana cesarzowej Eugenii, została odnaleziona niedaleko miejsca napadu – według śledczych mogła zostać porzucona w pośpiechu. Mimo ogromu strat Luwr wznowił działalność po trzech dniach, ale galeria, w której doszło do rabunku, pozostaje zamknięta dla zwiedzających do odwołania.
Co dalej: dymisja „na stole”, ryzyko „rozprucia” klejnotów i międzynarodowa presja
Dyrektorka Luwru, Laurence des Cars, przyznała podczas przesłuchania przed senatorami, że doszło do poważnych uchybień w systemie bezpieczeństwa — od braków w siatce kamer po niewystarczające procedury reagowania. W geście odpowiedzialności zaoferowała swoją rezygnację, jednak na ten moment nie została ona przyjęta przez francuskie władze. Des Cars podkreśliła, że priorytetem jest odbudowa zaufania zarówno odwiedzających, jak i środowisk naukowych, dla których Luwr pozostaje symbolem dziedzictwa i prestiżu Francji.
Tymczasem śledczy coraz głośniej mówią o najczarniejszym scenariuszu – „rozpruciu” biżuterii, czyli rozmontowaniu klejnotów w celu wydobycia z nich samych kamieni szlachetnych. Taki krok byłby nieodwracalnym ciosem dla światowego dziedzictwa – bez historycznych opraw artefakty straciłyby swój kontekst i unikalną wartość muzealną. Eksperci ostrzegają, że jeśli kamienie zostaną sprzedane na czarnym rynku, ich odzyskanie może okazać się praktycznie niemożliwe.