Zamieszki w Warszawie! Czterech policjantów trafiło do szpitala

Głośna impreza w samym sercu Warszawy skończyła się scenami, których nikt nie zamawiał: wezwana policja, latające w stronę funkcjonariuszy butelki i karuzela świateł na skrzyżowaniu Marszałkowskiej i Żurawiej. A gdy wydawało się, że to już finał, doszło do mocnego zderzenia policyjnego radiowozu z taksówką. Kulisy? Mamy je wszystkie, razem z godzinami, liczbami i reakcjami świadków.
Noc, muzyka i pierwszy telefon na 112
Piątek, 17 października, po godzinie 23:00. W kamienicy przy Marszałkowskiej 58 rozkręca się impreza, której muzykę słychać lepiej niż dzwonek do drzwi. Przez kilka godzin nikt nie reaguje, aż w końcu sąsiedzi tracą cierpliwość. Hałas, krzyki i walenie basu odbijają się echem po podwórzu-studni. Ktoś dzwoni na numer alarmowy. Gdy pierwszy patrol pojawia się pod budynkiem, z okien mieszkania na czwartym piętrze w stronę mundurowych lecą szklane butelki. Dla funkcjonariuszy to sygnał, że sytuacja wymknęła się spod kontroli.
Eskalacja następuje błyskawicznie. Na miejsce wzywane są kolejne radiowozy, a ulica na krótko zamienia się w strefę policyjnych sygnałów i niebieskich świateł. Funkcjonariusze zabezpieczają rejon, próbują dostać się do środka i opanować chaos, który rozlał się nie tylko na klatkę schodową, ale i na okoliczne chodniki. Mieszkańcy nagrywają wszystko z okien, a w sieci niemal natychmiast pojawiają się pierwsze relacje i zdjęcia. Takie same obrazki widzieli też reporterzy obecni na miejscu – błyskające światła, krzyki i narastające napięcie, które miało dopiero znaleźć swój finał kilka pięter wyżej.
Co było dalej?
Zderzenie na sygnale: czterech policjantów w szpitalu
Chwilę po północy, już 18 października, centrum Warszawy rozświetlają niebieskie sygnały. Na skrzyżowaniu Marszałkowskiej i Żurawiej dochodzi do gwałtownego zderzenia – policyjny radiowóz jadący na interwencję uderza w toyotę prowadzoną przez kierowcę pracującego „na aplikację”. Siła uderzenia była ogromna: pojazdy odbiły się od siebie, a elementy karoserii rozrzuciło na kilkanaście metrów. Ucierpiała również miejska infrastruktura – sygnalizacja świetlna, barierki, fragmenty chodnika. Na miejscu błyskawicznie pojawiają się kolejne służby: straż pożarna, pogotowie i policja drogowa. Czterech funkcjonariuszy trafia do szpitala, ich obrażenia nie zagrażają życiu. Pomocy medycznej wymaga też kierowca toyoty.
To, co z zewnątrz wyglądało jak zwykła kolizja, w rzeczywistości pokazuje skalę nocnej mobilizacji służb. W liczbach wyglądało to tak: czterech policjantów w szpitalu kontra jeden ranny cywil; kilka radiowozów w rejonie interwencji kontra jedna klatka schodowa, z której jeszcze godzinę wcześniej w stronę mundurowych leciały butelki. Proporcje mówią same za siebie i tłumaczą, dlaczego śródmieście Warszawy na kilka godzin zamieniło się w strefę wyłączoną z ruchu. „Nocna akcja” trwała do bladego świtu, a ślady po niej – rozbite szkło, zgięte znaki i pogniecione barierki – jeszcze rano przypominały, jak gwałtowny był to finał interwencji.
Co dalej?
Co dalej: mandaty, śledztwo i gorąca jesień w centrum
Po takiej nocy służby standardowo rozliczają wątki: od zakłócania spoczynku nocnego (czyli „ciszy nocnej”) po narażenie funkcjonariuszy na niebezpieczeństwo. Policja będzie też badać okoliczności zderzenia na skrzyżowaniu – w takich sprawach biegli analizują m.in. prędkość pojazdów i użycie sygnałów.
Jesień w centrum i tak zapowiada się gorąco: w mieście ruszają kolejne wydarzenia, a kierowcy zapowiadają protesty i utrudnienia na głównych arteriach, w tym na samej Marszałkowskiej. Innymi słowy – będzie głośno, nie tylko z głośników.


































