Dron spadł tuż obok jego domu. We wsi od razu wszczęto ALARM!

Na Lubelszczyźnie strach spadł z nieba dosłownie. 10 września rosyjski dron (tak wskazują pierwsze relacje służb i mediów) wbił się w dach jednego z domów. W okolicy, od Wyryków po Wohyń, ludzie mówią o „tamtej nocy” z mieszaniną niedowierzania i chłodnej mobilizacji. Józef S. zrobił to, co robią pragmatycy: spakował trzy teczki — najważniejsze papiery, numery, plan „na wszelki wypadek”
Wieś, która jeszcze w niedzielę była „dobrym miejscem”
Tu tempo dnia wyznaczał autobus do Radzynia, darmowe wi-fi przy dworcu i lista zakupów między Biedronką a Dino. Jeszcze w niedzielę Wohyń brzmiał sielsko. W środę nad ranem wszystko się zmieniło: w regionie pojawiło się kilkanaście obiektów bezzałogowych, a w Wyrykach/Wyrykach-Woli jeden z nich trafił w dom.
Władze i wojsko mówiły o naruszeniu polskiej przestrzeni podczas rosyjskiego ataku na Ukrainę; skutki widać było na dachówkach i w zaciśniętych dłoniach mieszkańców. „Mówię o wsi w czasie przeszłym, bo tak się teraz czuję” — przyznaje pan Tadeusz, emerytowany kolejarz.
Serce historii: trzy teczki Józefa i sąsiedzka mobilizacja
Dopiero co założyli panele — wzdycha Józef S., patrząc na dom Ali i Tomasza W., w który uderzył rosyjski dron. Dach, podwórko, auto — zniszczenia są bolesne, a teren zabezpieczyli mundurowi. Gdy tylko skończą, wieś przyjdzie z pomocą: ruszamy z odbudową, każdy wie, co robić.
Józef nie czekał na wytyczne: w jednej teczce dokumenty, w drugiej medykamenty i drobny sprzęt, w trzeciej kontakty i instrukcje dla rodziny. Tak wygląda „plan B”, gdy wojna z mapy przenosi się do ogródka. Równolegle w pobliskim Wohyniu rolnik znalazł na polu zestrzelone szczątki — służby były na miejscu w kilkanaście minut.
Śledztwo, rutyna i długie nerwy
Prokuratura Okręgowa w Lublinie wszczęła postępowanie w sprawie bezprawnego przekroczenia granicy przez niezidentyfikowane obiekty latające. To oznacza miesiące analiz torów lotu i zabezpieczonych elementów, a dla mieszkańców — uczenie się nowej codzienności: nasłuchiwania komunikatów, ustalonych „drzew kontaktów”, spakowanych plecaków i… trzech teczek, jak u Józefa.
Samorząd informuje, że w gminie Wohyń inne znalezisko nie spowodowało obrażeń ani szkód, ale nikt nie ma ochoty sprawdzać, jak długo potrwa ten stan łaskawego przypadku. W takich historiach błyszczy najprostsza solidarność: sąsiad sąsiadowi — cieśla, elektryk, kierowca.


































