Karol Nawrocki podjął kluczową decyzję w kwestii wojska. To już oficjalne!

Polityczny sejsmograf wychylił się mocno: prezydent Karol Nawrocki wyraził zgodę na pobyt wojsk NATO w Polsce. To zielone światło dla operacji „Wschodnia Straż” (Eastern Sentry), której celem jest uszczelnienie naszej obrony powietrznej po incydentach z rosyjskimi dronami. Brzmi groźnie? I dobrze, bo tym razem chodzi o realne, twarde wzmocnienie, nie o konferencyjne fajerwerki.
Artykuł 4, drony i nerwy w Brukseli
Zacznijmy od chronologii. W nocy z 9 na 10 września rosyjskie drony naruszyły polską przestrzeń powietrzną. To był moment, gdy Warszawa sięgnęła po art. 4 Traktatu Północnoatlantyckiego – to zapis o konsultacjach w razie zagrożenia, taki „telefon alarmowy” do sojuszników. Dwa dni później, 12 września, NATO uruchomiło operację Eastern Sentry, wzmacniając wschodnią flankę sprzętem i personelem. 14 września prezydent Karol Nawrocki podpisał postanowienie zezwalające na pobyt komponentu wojsk sojuszniczych w Polsce; dokument ma klauzulę niejawności, ale sens jest jasny: przyjmujemy sojusznicze systemy, ludzi i procedury, by dopiąć wielowarstwową tarczę przeciw dronom, rakietom i lotnictwu.
To ruch, który ma zamknąć dyskusję „czy NATO reaguje”, i otworzyć etap „jak szybko i gdzie”.
Jakie są konkrety?
Konkret: daty, liczby, sprzęt
Co już wiadomo oficjalnie? Eastern Sentry ruszyła 12 września; w pierwszej fali uczestniczą m.in. Dania, Francja, Wielka Brytania i Niemcy. W pakiecie są F-16, Rafale, Eurofightery i fregata obrony przeciwlotniczej – to układanka pod szybkie reagowanie na całej wschodniej ścianie Sojuszu.
Minister obrony Władysław Kosiniak-Kamysz mówi o ośmiu państwach, które zadeklarowały udział, z kolejnymi „w kolejce”. W Polsce koordynacją dowodzi Dowództwo Operacyjne RSZ, w stałym kontakcie z natowskim dowództwem JFC Brunssum. A jeśli chcecie kontekst prawny i polityczny: decyzję prezydenta opisało BBN (oficjalny komunikat), a za kulisy natowskie odpowiadają depesze Reutersa.
Co ta decyzja oznacza dla Polski?
Co to zmienia dla nas – i na jak długo
Po pierwsze, realny parasol. „Wielowarstwowa obrona” to nie slogan, tylko siatka: od systemów antydronowych (krótki zasięg), przez OPL (średni), po przeciwrakietowe (długi). Po drugie, efekt odstraszania: gdy w regionie latają sojusznicze myśliwce, próg ryzyka dla Kremla rośnie, a czas reakcji maleje do minut. Po trzecie, polityka: po raz pierwszy od lat NATO wprost pokazuje, że naruszenie granicy sojuszu spotka się z natychmiastową odpowiedzią – tak było w Polsce, a teraz przechodzi to w stałą operację.
W kuluarach słychać, że pierwsze rotacje lotnicze mogą być krótsze, niż sugerują gorące konferencje prasowe – logistyka lubi ciszę, polityka – kamery. Jedno jest pewne: skoro Eastern Sentry już działa, kolejne tygodnie przyniosą więcej żołnierzy w bazach, więcej ćwiczeń nad głowami i, oby, mniej nocnych alarmów w aplikacjach.


































