PILNE! Nie żyje ikona polskiego aktorstwa! "Stworzył wiele niezapomnianych ról"

Wiadomość, której nikt nie chciał pisać. Tomasz Kubiatowicz — aktor charakterystyczny, rozpoznawalny z „Plebanii”, „M jak miłość” i dziesiątek ról teatralnych — zmarł w wieku 69 lat. Teatr Nowy w Łodzi pożegnał go słowami o „wielu niezapomnianych rolach”. Kim był artysta, który przez lata pozostawał ulubieńcem widowni i sceny, a w kulisach ceniono go za dyscyplinę i serdeczność?
Kulisy pożegnania
Informację o śmierci Tomasza Kubiatowicza potwierdził łódzki Teatr Nowy im. Kazimierza Dejmka. Instytucja, z którą był związany nieprzerwanie od 2003 roku, podkreśliła jego sceniczną wszechstronność i oddanie zespołowi. W krótkim wpisie żegnającym artystę padły słowa, że przez ponad dwie dekady tworzył role, które „pozostaną w naszych sercach” — to zdanie krąży dziś we wspomnieniach kolegów po fachu i widzów.
Urodzony w Bydgoszczy, wykształcony w łódzkiej Szkole Filmowej (dyplom 1987), Kubiatowicz należał do aktorów, których widzimy częściej, niż uświadamiamy — zawsze wiarygodny, zawsze „na miejscu”. Zanim trafił do Nowego, występował m.in. w Teatrze Studyjnym’83. Jego zawodowa biografia to gotowy przepis na długodystansową karierę bez celebryckich fajerwerków, za to z solidnym rzemiosłem.
Ról na pęczki, twarz zapamiętana
Dla szerokiej publiczności Tomasz Kubiatowicz był „tym znajomym księdzem/policjantem/sąsiadem z serialu”, który jednym spojrzeniem dopowiadał historię głównych bohaterów. Widzowie pamiętają go z „Plebanii”, „M jak miłość”, „Klanie” czy „Pierwszej miłości”, na dużym ekranie pojawił się m.in. w „Mieście 44”. W ostatnich latach dawał o sobie znać także w „Barwach szczęścia” i serialach kryminalnych, jak „Kruk”. To aktor drugiego planu w najlepszym sensie — filar, bez którego nie ma wiarygodnej sceny.
Dziedzictwo i pytania na jutro
Śmierć Tomasza Kubiatowicza to cios przede wszystkim dla łódzkiej sceny, gdzie był stałym punktem repertuaru i partnerem, na którego zawsze można było liczyć. Takich aktorów nazywa się w zespołach „kotwicami”: trzymają kurs, nawet gdy fale biją. Teatr Nowy już zapowiedział, że repertuar w najbliższych dniach będzie modyfikowany, a w foyer pojawi się księga kondolencyjna. W sieci płyną wspomnienia i krótkie pożegnania — od kolegów z planów po techników, którzy „zawsze mogli na niego liczyć”.
Co zostaje? Dziesiątki ról, które łatwo odszukać w katalogach branżowych, i opowieści współpracowników: o aktorze, który nie gonił za fleszami, a potrafił skraść scenę jednym gestem. Biograficznie wszystko jest jasne — rocznik 1956, Bydgoszcz, PWSFTviT w Łodzi, Teatr Nowy od 2003 r. — ale emocjonalnie to wciąż świeża rana.


































