Stanowcze kroki UE wobec Rosji. JUŻ nie mają złudzeń!

Bruksela kładzie na stół najtwardszy jak dotąd zestaw obostrzeń: pełny zakaz importu rosyjskiego LNG od 1 stycznia 2027 r., uderzenie w banki oraz energetycznych gigantów Rosnieft i Gazprom Nieft, a do tego rozszerzenie restrykcji wobec tzw. „floty cieni”. Jeśli państwa UE powiedzą „tak”, Kreml straci jedną z ostatnich rur z pieniędzmi. Pytanie brzmi: czy 27 stolic zagra jednym rytmem?
Co jest na stole i po co?
Komisja Europejska zaproponowała państwom członkowskim 19. pakiet sankcji. Cel jest prosty jak komunikat giełdowy: ograniczyć dochody Rosji z paliw kopalnych i utrudnić obchodzenie dotychczasowych restrykcji. Po raz pierwszy propozycja obejmuje pełny, z góry datowany zakaz zakupów rosyjskiego LNG (skroplonego gazu ziemnego), a więc paliwa, którym Moskwa łatała budżet po odcięciu od ropy rurociągowej.
W pakiecie znalazło się też zaostrzenie sankcji wobec banków oraz firm paliwowych, które karmią rosyjską gospodarkę wojenną.
Twarde liczby i twardsze restrykcje
W propozycji KE jest m.in. całkowity zakaz importu rosyjskiego LNG od 1 stycznia 2027 r., rozszerzenie listy sankcyjnej o Rosnieft i Gazprom Nieft oraz ostrzejsze ograniczenia dla rosyjskich banków i pośredników finansowych (w tym platform krypto). Pakiet celuje również w 118 jednostek z tzw. „floty cieni” — flotylli wysłużonych tankowców, które pływają z wyłączonymi transponderami, zmieniają bandery i ubezpieczycieli, by omijać ograniczenia.
Dyplomaci podkreślają, że to ma być „zatrzaśnięcie furtki”, przez którą wciąż uciekały miliardy. [Wyjaśniamy na Lelum: czym jest „flota cieni” — link wewnętrzny]. Po stronie instytucji europejskich głos zabrały już Ursula von der Leyen i Kaja Kallas, wzywając rządy do szybkiej zgody.
Skutki: sprawdzian jedności i rachunek za gaz
Co to oznacza dla nas? Po pierwsze, rynek gazu dostaje jasny sygnał: czas na przyspieszenie kontraktów non-russian i inwestycji w terminale oraz magazyny. Po drugie, firmom handlującym surowcami kończy się „szara strefa” — ubezpieczyciele, brokerzy i porty będą musieli dokładniej weryfikować statki i łańcuch własności.
Po trzecie, politycznie to test na spójność UE: Budapeszt już tradycyjnie marszczy brwi, a kraje bałtyckie naciskają na jeszcze szybsze cięcia. Bruksela liczy, że koszt polityczny wahań będzie wyższy niż koszt krótkoterminowych przetasowań na rynku energii.


































