Trump nieoczekiwanie zabrał głos ws. ataku dronów w Polsce. W ten sposób jeszcze o tym nie mówił

Donald Trump znów wywołał burzę jednym zdaniem. Zapytany o wsparcie dla Polski po incydentach z rosyjskimi dronami, odparł, że „pomagamy wywiadowczo”, a „pomoc lotnicza” miałaby dotyczyć czasu po zakończeniu wojny. Brzmi jak zimny prysznic?
Co usłyszeliśmy, a co chcieliśmy usłyszeć?
Donald Trump w rozmowie z Fox News przyznał, że Stany Zjednoczone już teraz aktywnie wspierają Polskę w zakresie wywiadowczym. Były prezydent został również zapytany o możliwość „pomocy lotniczej”. Doprecyzował jednak, że ma na myśli raczej kwestie związane z bezpieczeństwem regionu po zakończeniu wojny w Ukrainie i z szerzej rozumianym „zapewnieniem pokoju”, niż bezpośrednie działania bojowe. W ten sposób starał się nakreślić perspektywę długofalową, w której Polska pozostaje ważnym partnerem i elementem stabilizacji wschodniej flanki NATO.
Trump odniósł się także do incydentu z rosyjskimi dronami, które naruszyły polską przestrzeń powietrzną. „Nie powinno ich tam być” – stwierdził krótko, sugerując przy tym, że maszyny mogły zostać „wyłączone” jeszcze w locie. Choć jego słowa były ostrożne i dyplomatyczne, nie miały charakteru spektakularnej deklaracji. Warszawa natomiast od początku podkreśla, że wtargnięcia te są postrzegane jako celowa rosyjska prowokacja, swoisty test zarówno dla polskich nerwów, jak i dla sprawności systemów obronnych całego sojuszu.
Wiesz, po prostu nie mogę skomentować, czy to była pomyłka, czy nie. Nie powinno ich tam być, bądźmy szczerzy - powiedział Trump.
To jednak nie wszystko. Wspomniał również o innej ważnej kwestii.
Zaskakujące słowa Trumpa
Donald Trump kontynuował. Wspomniał również o tym, co mogło być powodem obecności dronów w Polsce.
Wiesz, dzisiaj można wyłączać drony. Świetnym sposobem ataku na drona jest wyłączenie go, a one spadają wszędzie. Więc miejmy nadzieję, że tak było.
Sedno sprawy kryje się w szczegółach. Po nocy z 9 na 10 września polskie wojsko meldowało o ponad dwudziestu wrogich dronach w naszej przestrzeni. Sprawa trafiła na stoły NATO, a Kijów właśnie zapowiedział szkolenia dla polskich żołnierzy z obrony antydronowej – od wykrywania po neutralizację celów. To realna odpowiedź tu i teraz, bez czekania na żadne „po wojnie”.
W tej mozaice łatwo o nieporozumienia. „Rzeczpospolita” zwróciła uwagę, że fragment o „po wojnie” dotyczył wprost Ukrainy, nie Polski; to ważna korekta wobec nagłówków sugerujących, że Waszyngton odkłada nasze bezpieczeństwo na później. Dla równowagi – w oryginalnej relacji Trump powtarzał też, że USA „pomagają wywiadowczo”, co zresztą powtórzyły polskie media i PAP. Słowem: mniej dramatyzmu, więcej precyzji.
Co z tego wynika dla Polski?
Co to dla nas oznacza?
Po pierwsze, Trump o pomocy dla Polski nie mówi „nie”, tylko „inaczej”: dziś rozpoznanie, jutro – jeśli wojna w Ukrainie przycichnie – parasol bezpieczeństwa i „pomoc w zapewnieniu pokoju”. Brzmi mało sexy, ale oznacza zielone światło dla stałej obecności sprzętu i ludzi sojuszu w regionie, gdy tylko będzie na to polityczne okno. Po drugie, na krótkim dystansie i tak liczy się warstwa niska obrony powietrznej – krótki zasięg, antydrony, systemy walki elektronicznej – i tu współpraca z Ukrainą może dać szybki efekt, bo Kijów robi to codziennie w boju.
Po trzecie, narracja o „po wojnie” nie zwalnia nas z roboty dziś: modernizacja OPL, uszczelnianie radarów, dopinanie zakupów i wymuszanie realnych decyzji w NATO. Bez tego każdy kolejny nalot bezzałogowców będzie jak dzwonek do drzwi w środku nocy.


































