To miał być zwykły spacer. Nie żyje 4-latek. Wstrząsające okoliczności!

Czwartek wieczorem, miejscowość Dusznica pod Sejnami. Mama i czteroletni Aleks wracają ze spaceru, chłopiec jedzie na rowerku biegowym. Sekundy później słychać pisk hamulców, na miejsce wzywany jest śmigłowiec LPR (Lotnicze Pogotowie Ratunkowe). W białostockim szpitalu lekarze walczą o życie dziecka, rodzina prosi o modlitwę. Po kilku dniach przychodzi najgorsza wiadomość. A jednak w tej ciemności rozbłyska światło. Rodzice dziecka podjęli ważną decyzję.
Spacer, który zamienił się w dramat
Do dramatycznego wypadku doszło 4 września około godziny 19:15 w miejscowości Dusznica w powiecie sejneńskim. 28-letnia kobieta przechodziła przez drogę wraz ze swoim dzieckiem, kiedy zostali potrąceni przez nadjeżdżającego fiata doblo. Według wstępnych ustaleń policji, 23-letni kierowca samochodu nie zachował należytej ostrożności podczas zbliżania się do pieszych, co doprowadziło do tragedii. Uderzenie miało na tyle poważne skutki, że konieczna była natychmiastowa interwencja służb ratunkowych na miejscu zdarzenia.
Chłopiec, który odniósł ciężkie obrażenia, został przetransportowany śmigłowcem Lotniczego Pogotowia Ratunkowego do Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Białymstoku, gdzie przeszedł szczegółowe badania i został objęty specjalistyczną opieką. Jego mama trafiła do szpitala w Sejnach, a zaraz po opuszczeniu placówki od razu pojechała do syna, by być przy nim w najtrudniejszych chwilach. Informacje o wypadku zostały potwierdzone zarówno przez lokalną policję, jak i przez media, które podkreślają, że okoliczności zdarzenia wciąż są wyjaśniane.
Co wiadomo w tej sprawie?
Szpital, modlitwa, decyzja większa niż ból
Aleks, ciężko ranny w wypadku, przez kilka dni pozostawał w śpiączce. Rodzice nie tracili nadziei, prosząc rodzinę, przyjaciół i znajomych o wspólną modlitwę i wsparcie w tej dramatycznej walce o życie. Niestety, dwa dni później dotarła najgorsza wiadomość – 10 września chłopiec zmarł. Tydzień później, 17 września, odbył się pogrzeb, podczas którego najbliżsi i mieszkańcy okolicy żegnali dziecko w głębokim smutku.
W obliczu niewyobrażalnej straty rodzice Aleksa podjęli decyzję, która poruszyła wielu – zgodzili się na donację organów swojego syna. Ten gest, określany jako „piękny” nawet przez osoby, które nigdy nie znały rodziny, stał się symbolem nadziei i życia dla innych. Dzięki tej decyzji w Białymstoku przeprowadzono rekordowe pobrania wielonarządowe, które pozwoliły uratować aż 11 pacjentów. To historia bólu, ale i niezwykłej siły, pokazująca, jak tragedia jednej rodziny może stać się początkiem nowego życia dla wielu innych.
Co ustalili śledczy?
Śledztwo i pytanie do nas wszystkich
Śledztwo w sprawie tragicznego wypadku prowadzi prokuratura w Sejnach. 23-letni kierowca usłyszał już zarzut z art. 177 §2 kodeksu karnego, czyli spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym. Decyzją sądu został tymczasowo aresztowany na okres miesiąca. Za czyn, którego się dopuścił, prawo przewiduje karę od 6 miesięcy do nawet 8 lat więzienia. Prokuratorka prowadząca sprawę, odnosząc się do kulis zdarzenia, zaznaczyła krótko, że jest to „tragedia obu rodzin” – i tej, która straciła dziecko, i tej, z której pochodzi sprawca.
W tle całej historii pojawia się także niezwykle trudne medycznie i emocjonalnie zagadnienie „śmierci mózgowej”. To właśnie jej stwierdzenie pozwoliło na donację organów Aleksa. W Polsce procedura ta jest ściśle opisana i wykonywana przez niezależnych lekarzy, którzy w kilku etapach badają pacjenta, by całkowicie wykluczyć możliwość powrotu funkcji mózgowych. Dopiero wtedy możliwe jest pobranie narządów i przekazanie ich potrzebującym, co – mimo tragicznej straty – staje się szansą na życie dla wielu chorych osób.


































