To znalazło się przy urnie Kasi Stoparczyk. Niezwykły przedmiot porusza do łez

Środek dnia, ulica Freta w Warszawie, a pod kościołem św. Jacka – cisza, która bardziej słucha niż milczy. Tu odbyła się msza pogrzebowa dziennikarki, której głos wielu kojarzyło z niedzielnym porankiem i dziecięcą ciekawością świata. Uroczystość – bez wzniosłych gestów, za to z uważnością, jaką lubiła. Pożegnanie na cmentarzu miało charakter prywatny.
Tragedia, która wstrząsnęła całą Polską
Kasia Stoparczyk odeszła 5 września. Brzmi to sucho, jak komunikat w radiu, ale ten brak patosu jest tu na miejscu — w końcu Kasia zawsze wolała słuchać, niż robić hałas. Zginęła w wypadku na ekspresowej S19, wracając z pracy, z planami na jutro i listą gości w głowie. Polska straciła głos, który potrafił w jednej audycji zmieścić powagę i psotę, i nigdy nie potrzebował efektów specjalnych, by zrobić wrażenie.
Jej zawodowe CV czyta się jak playlistę pokoleniowych wspomnień: „Dzieci wiedzą lepiej” — audycja, która robiła to, co obiecywał tytuł; „Duże Dzieci” u boku Wojciecha Manna — telewizyjna lekcja, że rezolutność ma metr wzrostu; oraz „Myślidziecka 3/5/7” w Trójce, gdzie dorośli uczyli się od najmłodszych oddechu i uważności. Zawsze z wrażliwością, zawsze bez natrętnego dydaktyzmu. O jej śmierci najpierw poinformowali radiowi koledzy — i to też wiele mówi o niej samej: że należała przede wszystkim do świata dźwięku i zaufania.
Miała wystąpić na Kongresie Kobiet, by mówić o kryzysie psychicznym młodych – bez lamentu, za to z konkretem i pytaniami w punkt. Dwa tygodnie wcześniej oddała wydawnictwu maszynopis nowej książki, jakby chciała zostawić coś do czytania, gdy sama już nie może opowiadać.
Dziś żegnamy ją na Powązkach, w tłumie ludzi, którzy w radiowych niedzielach znajdowali azyl. Zostają nagrania, cisza między pytaniami i zobowiązanie dla nas: trzymać poziom rozmowy. Kasia uczyła, że empatia to nie moda, lecz rzemiosło na całe życie.
Co wiadomo o jej pogrzebie?
Niezwykły przedmiot
Rodzina poprosiła, by zamiast kwiatów wesprzeć zbiórkę – gest praktyczny, bardzo „jej”. Kto chciał, mógł więc zamienić wieniec na realne wsparcie. Po mszy kondukt ruszył na Powązki Wojskowe, ale ostatnie pożegnanie odbyło się już w gronie najbliższych. Dyskretne ramy, brak pokazowości, dużo prawdy – tak to wyglądało również w opowieściach o niej.
A zdjęcie? W kadrze dwie dłonie trzymają w ramie rysunek: kobieta w pomarańczowej sukience, skrzydła, delikatna kreska i podpis „Dobro nie ustaje”. Symbol prosty jak radiowe „dzień dobry”, a jednocześnie celny – bo w jej pracy dobro było czynnością, nie hasłem. Taki obraz przynieśli żałobnicy. W epoce, gdy słowa szybko się starzeją, ten plakatowy anioł brzmi jak rozsądny manifest: słuchać uważniej, mówić mniej, działać więcej.

Pogrzeb dziennikarki, która skradła serca Polaków
Na koniec zostało milczenie, które nie ciążyło. Bez orkiestry i kamer z wysięgnikiem, za to z prostymi gestami: koperta zamiast wieńca, uśmiech wolontariuszki, rysunek z napisem „Dobro nie ustaje” trzymany jak obietnica, a nie dekoracja. Powązki przyjęły ją po cichu, zgodnie z życzeniem bliskich. Ten pogrzeb przypominał jej audycje – więcej słuchania niż mówienia, zero nadmiarowych słów.
I może to najlepsze podsumowanie: zostawiła ludzi z małym zadaniem domowym. Mniej deklaracji, więcej roboty. Jeśli tę lekcję wyniesiemy z Freta, to właśnie będzie ciąg dalszy, bez patosu i bez wielkich słów – dokładnie tak, jak lubiła.


































