Andrzej Duda ujawnia. Tego oczekiwał od niego Zełenski

Po głośnej rozmowie u Bogdana Rymanowskiego wróciło pytanie: czego naprawdę oczekiwał od Andrzeja Dudy prezydent Ukrainy? W tle jest dramat z Przewodowa i polityczna układanka wokół NATO. Duda opowiada o presji z Kijowa, Zełenski - o konieczności twardej reakcji Zachodu. Kto chciał czego - i dlaczego akurat wtedy?
Telefon z Kijowa
Wieczór po eksplozji w Przewodowie, dwie ofiary, chaos informacyjny. Według relacji Dudy do Warszawy dzwoni Wołodymyr Zełenski. Kijów - przekonany, że to Rosja i oczekuje natychmiastowego, publicznego przypisania winy Moskwie.
Brzmi jak polityka na ostrzu noża? Owszem. Duda przyznaje dziś, że odebrał to jako próbę wciągnięcia sojuszników w ostrzejszą reakcję. W jego słowach nie ma oburzenia, jest raczej chłodna konstatacja: „na ich miejscu zrobilibyśmy podobnie”. To jest wojna, a wojna każe przyspieszać narracja.
Presja po Przewodowie
15 listopada 2022 r. w Przewodowie zginęło dwóch Polaków. Gdy emocje sięgały sufitu, Kijów naciskał - relacjonuje były prezydent - by Warszawa „od razu oświadczyła”, że to rosyjska rakieta. Duda odpowiedział ostrożnością: konsultacje w NATO (art. 4, czyli narada sojuszników w sprawie zagrożeń), a nie automatyczne uruchamianie art. 5 (wspólna obrona).
To ważna różnica: jedno to polityczny hamulec bezpieczeństwa, drugie - możliwy krok ku eskalacji. W tamtym czasie prezydent mówił też, że Zełenski był „całkowicie pewny”, iż to pocisk rosyjski, ale strona polska czekała na śledczych z USA i pełne ustalenia. Cała sekwencja wróciła teraz w rozmowie na kanale Rymanowski Live, gdzie Duda potwierdził presję z Kijowa.
Doradca prezydenta Jakub Kumoch już w 2022 r. tłumaczył na antenie Polsatu, że priorytetem było „ustalenie, czy Polska została zaatakowana, czy nie” i tonowanie napięcia między Warszawą a Kijowem. To dokładnie ta logika, która kazała Dudzie trzymać się art. 4: bezpiecznik zamiast spustu.
Trudna przyjaźń i arytmetyka bezpieczeństwa
Czego więc Zełenski oczekiwał od Dudy? Po pierwsze: natychmiastowego, politycznego stempla „to Rosja”. Po drugie: roli Warszawy jako rozrusznika NATO szybkich konsultacji, twardszych komunikatów, a w szerszym planie także przyspieszania dostaw broni (od obrony powietrznej po myśliwce).
Ten pakiet miał sens z perspektywy Kijowa, bo presja komunikacyjna przekłada się na realne decyzje sojuszników. Duda natomiast wybrał wariant „zimnej głowy” - co z punktu widzenia państwa-frontu NATO bywa cnotą. Relacje polsko-ukraińskie przetrwały i sinusoidę sporów gospodarczych, i emocje wojenne.
Symbolicznie domknęła je czerwcowa wizyta Dudy w Kijowie - już w roli odchodzącej głowy państwa z uściskiem dłoni z Zełenskim. Przyjaźń po przejściach? Raczej partnerstwo, w którym każda ze stron wie, czego oczekuje od drugiej: Kijów - szybkości i politycznego „pędzla”; Warszawa - wstrzemięźliwości tam, gdzie kończy się narracja, a zaczyna artykuł traktatu.


































