TO stało się z Iwoną Wieczorek. Wstrząsające ustalenia policjantki. Aż ZATYKA
Piętnaście lat od zaginięcia Iwony Wieczorek wciąż żyjemy pytaniami bez odpowiedzi. Psycholożka i profilerka Urszula Cur wskazuje dwa newralgiczne momenty, które mogły wpłynąć na rozwikłanie tej niepokojącej zagadki. Brzmi jak prolog do kryminału — tyle że ten scenariusz wydarzył się naprawdę, nad Bałtykiem.
Zaginięcie Iwony Wieczorek
Noc z 16 na 17 lipca 2010 r. Po sprzeczce ze znajomymi 19-latka decyduje, że wraca pieszo z Sopotu do domu w Gdańsku-Jelitkowie. Monitoring łapie ją jeszcze o 4:12 w rejonie wejścia na plażę nr 63 — do mieszkania zostaje niespełna dwa kilometry. Potem milknie telefon, nieudana próba połączenia z przyjaciółką i… cisza. Iwona Wieczorek zaginęła.
Urszula Cur, która wówczas sporządzała analizy dla śledczych, w rozmowie z “Faktem” odtwarza tamten szlak i mówi o „martwym punkcie”: krótkiej chwili, gdy w przestrzeni publicznej jest jasno, a jednocześnie pusto — idealne okno czasu dla napastnika znającego rytm promenady i zasięg kamer. To już nie legenda miejskich opowieści, tylko analiza miejsca, oświetlenia i nawyków rannych spacerowiczów
Była policjantka analizuje zaginięcie Iwony Wieczorek
Pierwszy błąd miał wydarzyć się na samym starcie: zgłoszenie nie zostało potraktowane jak sprawa życia i zdrowia, a to — jak przekonuje profilerka — daje sprawcy bezcenny zapas czasu. W praktyce oznacza to możliwość zatarcia śladów, przygotowania spójnej narracji i spokojnego zniknięcia z radaru.
Druga rana to informacyjny harmider: wątek „jasnowidzów”, prywatnych detektywów i samowolnych „wizji lokalnych” przykrył to, co najważniejsze — weryfikowalne fakty. Efekt? 200 wolontariuszy w terenie kontra 200 sprzecznych wskazówek na biurku prowadzących.
I choć przez lata zebrano setki tropów, ostatnie pewne kadry to wciąż te z Jelitkowa. Dziś sprawą zajmuje się Archiwum X, a śledczy publicznie wracają do wątku nocnego ogniska i osób z najbliższego kręgu, ale przełomu procesowego nadal brak.
Zaginiecie Iwony Wieczorek
Po piętnastu latach emocje nie słabną, a presja społeczna sprawia, że sprawa Iwony Wieczorek nie zniknie z agendy. Eksperci są zgodni: jeśli sprawca poruszał się w lokalnym środowisku, szansa na przypadkowe „rozsypanie się” opowieści nadal istnieje — wystarczy konflikt z prawem w innej sprawie, przechwałki lub ludzki błąd, po którym dawne czyny wypływają na wierzch.
Urszula Cur uważa, że nawet gdyby nie zapadł wyrok, możliwe jest zrekonstruowanie najbardziej wiarygodnego scenariusza zdarzeń. A to w takich sprawach bywa równie ważne, jak paragrafy: daje rodzinie granice niepewności i pozwala opinii publicznej odróżnić fakty od mitów. Pytanie brzmi: czy kolejny rok przyniesie wreszcie twarde potwierdzenie, czy znów tylko nowe hipotezy?