WAŻNE. Dwa rosyjskie myśliwce nad Bałtykiem! Wojsko w pełnej gotowości

Dwa rosyjskie myśliwce wykonały niski przelot nad platformą Petrobalticu na Morzu Bałtyckim, naruszając jej strefę bezpieczeństwa. O incydencie poinformowała w piątek Straż Graniczna. Zaalarmowano Siły Zbrojne RP i inne służby. To kolejny tydzień, w którym rosyjskie lotnictwo testuje czujność regionu — wcześniej trzy MiG-31 wtargnęły w estońską przestrzeń powietrzną.
Nisko nad platformą, głośno w Warszawie
Według piątkowego komunikatu Straży Granicznej, do zdarzenia doszło po godz. 18:45. Dwa samoloty Rosji przeleciały nad instalacją należącą do Orlen Petrobaltic, spółki wydobywającej ropę i gaz z polskiego szelfu Bałtyku. Naruszona została strefa bezpieczeństwa, czyli wyznaczony obszar wokół obiektu, gdzie ruch jest ograniczony ze względów bezpieczeństwa ludzi i infrastruktury. W praktyce to coś w rodzaju „bufora” — ma oddzielać platformę od ryzykownych manewrów statków i maszyn powietrznych.
Straż Graniczna nie podała typu myśliwców ani dokładnej trajektorii, ale wskazała, że incydent miał charakter „niskiego przelotu”. Do akcji weszły procedury: powiadomiono wojsko, marynarkę, służby morskie i lotnicze.
Fakty, reakcje, łącza
komunikatu Straży Granicznej opublikowanego na platformie X. Wcześniej tego samego dnia władze Estonii informowały, że trzy rosyjskie MiG-31 bez zezwolenia utrzymywały się nad ich terytorium przez około 12 minut, co Tallinn uznał za „bezprecedensowe”. Te dwa wątki układają się w jeden wzór: rosyjskie lotnictwo podjeżdża pod granice i obiekty krytyczne, jakby sprawdzało czas reakcji.
Służby nie ujawniły, czy towarzyszyła temu aktywność elektroniczna (np. wyłączone transpondery), ale standard NATO w takich sytuacjach jest jasny: rozpoznanie, eskorta, dokumentacja. Szczegóły przekażą zapewne MON i Marynarka Wojenna po wstępnej analizie.
Co to zmienia: bezpieczeństwo i polityka?
Po pierwsze, rośnie ryzyko „zderzenia przypadkowego” — kilkanaście sekund złej decyzji nad platformą wystarczy, by zagrać o naprawdę wysoką stawkę. Po drugie, każdy taki manewr to test polskich i sojuszniczych procedur: od radarów i łączności po gotowość par dyżurnych i współdziałanie służb morskich. Po trzecie, zdarzenie wokół Petrobalticu nie jest oderwane od wojny gospodarczej: infrastruktura energetyczna stała się celem politycznych demonstracji.
Według kuluarowych rozmów, w regionie dyskutuje się o zacieśnieniu stref wyłączenia, dodatkowych patrolach i „uszczelnieniu” monitoringu morskiego — także z wykorzystaniem dronów i satelitów. I jest jeszcze wymiar psychologiczny: Moskwa lubi sprawdzać, czy Zachód zareaguje szybko i wspólnie. Po dzisiejszym locie piłka jest po naszej stronie — od jasnych komunikatów i ćwiczeń zależy, czy kolejne rosyjskie maszyny wybiorą ciszę radaru, czy znów spróbują szczęścia nad Bałtykiem.


































