Niewiarygodne, co zrobił przedstawiciel Kremla! Wszystko po słowach Bosackiego

Rosyjski ambasador przy ONZ opuścił salę Rady Bezpieczeństwa dokładnie wtedy, gdy głos zabierał polski wiceminister Marcin Bosacki. Przypadek? Wątpliwe. W tle – incydent z rosyjskimi dronami nad Polską i nerwowe tłumaczenia Moskwy. Pytanie brzmi nie „czy”, ale „jak” Zachód odpowie na tę demonstrację lekceważenia. I czy Warszawa wykorzysta moment, by przestawić wajchę w ONZ.
Fakty, liczby i reakcje: kto ma argumenty, ten prowadzi
Według polskich władz w noc ataku w naszą przestrzeń wleciało co najmniej 19 dronów. Część zestrzelono przy wsparciu sojuszników, m.in. myśliwców F-35. To nie była „pomyłka przy mapie”, tylko świadoma operacja, skoordynowana z uderzeniami na ukraińskie miasta – tak brzmi dziś dominująca ocena.
W odpowiedzi Polska uruchomiła art. 4 Traktatu Północnoatlantyckiego (czyli konsultacje całego Sojuszu w sytuacji zagrożenia). To dopiero ósmy taki przypadek w historii NATO, co dobrze oddaje skalę alarmu. Równolegle Sojusz przygotował wzmacnianie obrony przeciwlotniczej na wschodniej flance i ogłosił dodatkowe działania koordynacyjne. O kulisach i decyzjach szerzej pisaliśmy w Lelum – sprawę śledzimy na bieżąco.
Polityczna temperatura rośnie także w Warszawie. Premier Donald Tusk podkreślił z mównicy sejmowej, że „to rosyjskie drony w sposób agresywny przekroczyły polską przestrzeń” i że odpowiedź NATO będzie wspólna – od parasola przeciwlotniczego po szybkie zdolności antydronowe. To ważny sygnał, bo wzmacnia linię przyjętą na forum RB ONZ: Rosja nie tylko kłamie, ale też testuje cierpliwość Zachodu.
To jednak nie wszystko. Co się stało w momencie, gdy Polska zabierała głos?
Nowy Jork, zimny prysznic dla Moskwy
W piątek, 12 września 2025 roku, w siedzibie ONZ zebrała się Rada Bezpieczeństwa (czyli piętnastka państw decydujących o rezolucjach w sprawach pokoju i bezpieczeństwa). Temat był jeden: nocne wtargnięcia rosyjskich bezzałogowców w polską przestrzeń powietrzną z 9 na 10 września. Gdy Marcin Bosacki zaczął prezentować zdjęcia szczątków dronów i mówić o „neo-orwellowskim” języku Kremla, ambasador Rosji Wasilij Niebienzia wyszedł z sali. Jego miejsce zajęła dyplomatka, która – jak pokazały kamery – wolała telefon od argumentów. Symbolika? Aż nazbyt czytelna.
Zanim wyszedł, stały przedstawiciel Rosji zdążył jeszcze stwierdzić, że „Polska nie przedstawiła dowodów” i sugerować awarię dronów. Tyle że Warszawa przyjechała z dokumentacją i z politycznym planem: zderzyć rosyjskie narracje z faktami i zmusić członków RB ONZ do zajęcia stanowiska. Ten spektakl – bo tak to wyglądało – był dla Kremla niewygodny. I dlatego Rosja postanowiła… nie oglądać końcówki.
Co będzie dalej?
Co dalej? Konsekwencje i polska gra na czas
Czy z Rady Bezpieczeństwa ONZ wyjdzie twarda rezolucja w sprawie incydentu? Nie łudźmy się – moskiewskie weto to wciąż żelazna kurtyna dla formalnych decyzji. Ale dyplomacja to nie tylko głosowania. To także tworzenie zapisu, który kształtuje opinię państw niezdecydowanych. Polska, wykorzystując ostatnie wydarzenia, dołożyła dziś cegłę do muru: każdy kolejny incydent będzie odczytywany w świetle zaprezentowanych dowodów, a nie rosyjskich insynuacji. I to już jest realna zmiana gry.
Na koniec podstawy: Rada Bezpieczeństwa ONZ nie zakończyła sporu, ale ustawiła jego oś. Dla Warszawy to okno, by zbudować ponadpartyjny konsensus w kraju i twardszą koalicję w Sojuszu. A dla Kremla? Ostrzeżenie, że demonstracyjny exit z sali nie wyprowadzi go z pola odpowiedzialności.


































