Zaatakował ludzi w centrum handlowym. 23-latek uniknie kary?

Zdolny student matematyki, syn policjanta i pracowniczki sądu, w ciągu dwóch dni zaatakował nożem pięć przypadkowych osób w Olkuszu. Wiadomo już co go czeka. Historia, która zaczęła się jak brutalny kryminał, kończy się pytaniem o granice odpowiedzialności, presję sukcesu i system, który nie zdążył zareagować.
Przestępczość w Polsce
Przestępczość w Polsce to temat, który powraca jak bumerang – raz rzucany przez polityków, innym razem podchwytywany przez media w tonie sensacyjnym lub alarmistycznym. A jak jest naprawdę? Czy żyjemy w kraju opanowanym przez bandytów, czy może w rzeczywistości statystycznie bezpieczniejszej, niż się wydaje?
Zacznijmy od faktów – według danych Komendy Głównej Policji przestępczość ogólna w Polsce systematycznie spada od początku lat dwutysięcznych. Coraz rzadziej dochodzi do brutalnych napadów, zabójstw, a nawet kradzieży samochodów. Nie znaczy to jednak, że żyjemy w krainie mlekiem i miodem płynącej – raczej w kraju, który przeszedł transformację: z epoki dresiarzy i mafii paliwowej do ery cyberprzestępczości, oszustw "na wnuczka" i wyrafinowanych przekrętów podatkowych.
Dawniej baliśmy się spacerować po zmroku w niektórych dzielnicach – dziś bardziej obawiamy się kliknięcia w podejrzany link albo telefonu od "pracownika banku". Przestępca nie musi już mieć pałki ani noża – wystarczy mu laptop, spryt i brak skrupułów.
Z drugiej strony, są też przestępstwa bardziej "codzienne" – przemoc domowa, drobne kradzieże w sklepach, wykroczenia drogowe. Te, choć mniej medialne, dotykają tysięcy osób i są często bagatelizowane. Tymczasem to właśnie one tworzą obraz społecznej krzywdy – cichy dramat za ścianą, którego nikt nie widzi albo nie chce widzieć.
Państwo? Reaguje – raz z rozmachem, innym razem z opieszałością. Mamy nowoczesne systemy monitoringu, rozbudowane bazy danych i coraz lepiej wyszkolonych funkcjonariuszy. Ale mamy też sądy przeciążone sprawami i ofiary, które latami walczą o sprawiedliwość.
Czy więc Polska to kraj bezpieczny? W porównaniu z wieloma innymi – tak. Ale to nie powód, by spocząć na laurach. Przestępczość nie znika – ona ewoluuje. I jeśli my nie będziemy równie czujni, co kreatywni przestępcy, obudzimy się któregoś dnia z ręką w cyfrowym nocniku.
Bo choć statystyki wyglądają coraz ładniej, to przecież nikt nie chce być tą jedną liczbą, która pogorszy przyszłoroczny raport. A o to wcale nie tak trudno, jak udowodniły ostatnie wydarzenia z Olkusza.

Nożownik z Olkusza nie stanie przed sądem
W Olkuszu zapanował spokój, ten gęsty, trudny do przełknięcia. Po styczniowych wydarzeniach wielu liczyło, że sprawiedliwość wreszcie przemówi. Ale zamiast gromkiego „winny”, usłyszeliśmy ciche „niepoczytalny”. Mateusz G., 23-letni student matematyki, który w ciągu dwóch dni zaatakował nożem pięć przypadkowych osób, nie stanie przed sądem. Dlaczego? Bo według biegłych „nie wiedział, co robi”. I choć może to być prawdą, pytanie nie znika: a co z nami? Co z tymi, którzy wiedzieli, co się stało – bo tego doświadczyli na własnym ciele?
Pan Ryszard, pierwsza ofiara nożownika, nie szuka sensacji. On po prostu przeżył.
— Stałem na parkingu przy ul. Przemysłowej, gdy nożownik zaatakował mnie od tyłu. Zadał trzy ciosy w plecy i głowę. Gdy się obróciłem, uderzył mnie w klatkę piersiową, ale nóż się złamał i to uratowało mi życie – opowiadał dziennikarzom „Faktu”.
— Spytałem go: „Dlaczego mi to zrobiłeś?”. On nic nie odpowiedział, tylko podniósł nóż i uciekł.
To nie był napad rabunkowy. Nie była to zemsta. To było coś bez sensu – i może właśnie dlatego tak trudne do zaakceptowania. Bez motywu, bez logiki, bez ostrzeżenia.
Dzień później Mateusz G. znów uderzył – tym razem w centrum handlowym.
— Każdej z osób zadał po kilka ciosów w okolice tułowia i pleców – mówił prokurator Piotr Piekarski.
Ofiarami padły dwie pracownice sklepu, klientka i ochroniarz. Jedna z kobiet walczyła o życie przez wiele tygodni.
Dziś wiemy, że nożownik był niepoczytalny. Ale wiemy też, że był studentem matematyki, synem policjanta, młodym człowiekiem o potencjale i... pęknięciu. Czy ktokolwiek to wcześniej zauważył?
— Składamy wniosek do sądu o detencję – informuje prokurator Oliwia Bożek-Michalec.
A więc zamknięcie – ale nie więzienie. Leczenie – ale nie kara. Co stanie się z nim dalej?
Co stanie się z nożownikiem z Olkusza?
Mateusz G., 23-letni student matematyki, chłopak z dobrego domu, dziecko funkcjonariusza policji i pracowniczki sądu, w styczniu 2025 roku próbował zabić pięć osób. Z pozoru – bez powodu. W praktyce – z przyczyn, których nie jesteśmy w stanie objąć codziennym myśleniem. Bo jak zrozumieć człowieka, który wychodzi z nożem na ulice Olkusza i zaczyna ranić obcych ludzi, nie krzycząc, nie tłumacząc, nie wybierając?
Oficjalnie nie odpowie za swoje czyny. Nie dlatego, że ktoś chce go chronić, ale dlatego, że – jak stwierdzili biegli – „nie wiedział, co robi”. To, co dla nas było koszmarem, dla niego było ciemnością, przez którą szedł z ostrzem w ręku.
— Biegli orzekli, że w chwili ataków nie wiedział, co robi. Nie może zatem odpowiedzieć za swoje czyny, bo był niepoczytalny. W takiej sytuacji kierujemy wniosek do sądu o detencję – powiedziała prokurator Oliwia Bożek-Michalec z Prokuratury Okręgowej w Krakowie.
Mateusz G. nie był „dziki”, nie był „z marginesu”. Wręcz przeciwnie – spełniał wszystkie społeczne oczekiwania. Dobrze się uczył, studiował trudny kierunek, był „zdolny”. Ale – jak mówią znajomi – był też ofiarą innego rodzaju przemocy: tej cichej, systematycznej, nakierowanej na sukces.
— Od zawsze cisnęli go z nauką. Nie miał czasu na nic innego. Matematykę i fizykę miał w jednym palcu – wspomina jego dawny kolega.
Presja, którą często nazywamy „ambicją”, potrafi rozsadzać od środka. A kiedy do tego dochodzi choroba psychiczna, bez odpowiedniego wsparcia, może nastąpić moment, w którym młody człowiek staje się tykającym zagrożeniem – dla siebie i innych. Tak było tutaj. Wiadomo już, że Mateusz leczył się psychiatrycznie. W ostatnich tygodniach jego stan miał się pogorszyć. Zabrakło jednak tego ostatniego dzwonka, który kazałby zatrzymać się i powiedzieć: „On nie daje rady”.
I tu nie chodzi o szukanie winnych poza sprawcą – ale o zadanie sobie pytania: ile takich Mateuszów jeszcze chodzi po ulicach? Iloma się zachwycamy, zanim pękną? Ilu jeszcze ma nóż w plecaku i myśli, że to jedyna odpowiedź?
Mateusz G. trafi do zamkniętego zakładu psychiatrycznego. Ofiary – do życia z traumą. A my? Do krótkiej refleksji, zanim znów przykryje ją cisza.


































