Nawrocka zrzuciła szpilki i perfekcyjny makijaż. Do sieci wypłynęło nagranie

Marta Nawrocka na Giewoncie? Krótki film z Tatr, który wrzuciła do sieci, odsłania jej zupełnie inną twarz. Zero czerwonych dywanów, zero pozowania — tylko puls, wiatr i… pewne wyznanie o pasji, o której mało kto wiedział. Co dokładnie zrobiła na szlaku i dlaczego w takiej odsłonie jeszcze jej nie widzieliśmy? Tempo tej historii zaskakuje.
Od kampanijnych sal do tatrzańskich szlaków
Na krótkim nagraniu Marta Nawrocka pokazuje, jak dynamicznie pokonuje podejście na Giewont. Kadry są surowe, bez pozowania: ciepła bluza, legginsy, solidne buty i równe, mocne kroki. Brzmi jak reklama „fit-życia”? Bardziej jak zaproszenie do ruchu — i deklaracja, że bieganie to jej hobby, nie jednorazowy „challenge”.
W opisach do wideo pojawiają się hashtagi z Tatrami i samym Giewontem; są też kadry z biało-czerwoną flagą na grani. Ten miks gór, wysiłku i symboli sprawił, że nagranie wystrzeliło w zasięgach.
„W takiej odsłonie jeszcze jej nie widzieliśmy”
Nawrocka do tej pory kojarzyła się raczej z oficjalnymi wystąpieniami i wizytami w terenie, a nie z trail runningiem (czyli bieganiem w terenie, często po górach). I właśnie dlatego ten filmik robi takie wrażenie: zero scenografii, maksimum autentyczności. W sieci szybko posypały się komentarze, że „takiej Pierwszej Damy-w-biegu” dawno nie było; inni dopytywali o trasę i czas przejścia. Krótkie ujęcia z podejścia, finisz pod krzyżem, szeroki kadr z panoramą i flaga w dłoni — proste środki, duży efekt.
O nagraniu pisały serwisy regionalne i ogólnopolskie; w kilku relacjach podkreślano, że to naturalne przedłużenie wizerunku, który od miesięcy buduje w social mediach. Internet kocha takie niespodzianki — zwłaszcza gdy bohaterka odstawia garniturowy dress code i pokazuje sportowy pazur.
Giewont na rozgrzewkę? Zdradza, że bieganie to jej hobby
To, że Marta Nawrocka na Giewoncie zamieniła marsz na bieg, nie jest przypadkiem. W filmie i postach pobrzmiewa wyznanie: bieganie to hobby, a góry — miejsce resetu. Czy to początek większej sportowej serii? Niewykluczone, bo to format, który żre: ma tempo, emocje i scenerię, której nie trzeba filtrów. Co ważne, widać rozsądek: solidne obuwie, ciepła odzież i brak „popisów” na łańcuchach.
A my z kronikarskiego obowiązku dodamy: na Podhalu o nagraniu zrobiło się naprawdę głośno. Czy następny będzie Kasprowy, a może jednak biegi w dolinach? Jedno jest pewne: sportowa wersja Nawrockiej zostaje z nami na dłużej.




































