Wstrząsające odkrycie! W zatopionym aucie znaleziono dwa ciała

Starsze małżeństwo z Wielkopolski zniknęło w drodze między fryzjerką a krawcową. Kilkadziesiąt godzin później ich samochód wyłowiono ze zbiornika w Russocicach, a w środku znajdowały się ciała. Dziś prokuratura odsłania kulisy tragedii — i to nie jest historia o zepsutych hamulcach czy pościgu, tylko o bezlitosnym zbiegu okoliczności. I o tym, jak jeden skręt za daleko może stać się ostatnim.
Ostatnia trasa: od fryzjerki do krawcowej
To był 9 sierpnia — zwyczajny dzień, który dla starszego małżeństwa zakończył się tragedią. On miał 77 lat, ona 79. Seniorzy odwiedzili fryzjerkę, a następnie planowali jeszcze krótki przystanek u krawcowej. Do drugiego adresu jednak nigdy nie dotarli. Rodzina szybko zauważyła, że coś jest nie tak, bo nazajutrz wszyscy mieli wspólnie wyjechać do sanatorium. To właśnie bliscy jako pierwsi powiadomili policję o zaginięciu i rozpoczęli dramatyczne poszukiwania.
Śledczy odtworzyli ostatnie ślady — wiodły one przez ścieżkę na skraju miejscowości. Najpierw natrafiono na odciśnięte ślady opon, potem na zgubioną tablicę rejestracyjną, aż wreszcie trop doprowadził do pokopalnianego zbiornika wodnego w Russocicach. Tam strażacy z pomocą sonaru, czyli podwodnego „radaru” mapującego dno, zlokalizowali zatopione auto. Do akcji weszli płetwonurkowie, którzy wydobyli wrak z wody. W środku znajdowały się ciała małżeństwa, które miało przed sobą spokojny wyjazd, a zamiast tego ich historia zakończyła się dramatycznie.
Co udało się ustalić w tej sprawie?
Kluczowe ustalenie: zawał za kierownicą
Przełom przyniosły opinie biegłych. Po pierwsze: samochód był sprawny technicznie, wersję o awarii hamulców prokuratura uznała za wykluczoną. Po drugie — i to jest serce tej historii — kierowca doznał nagłego zgonu sercowego jeszcze w trakcie jazdy. Sekcja wykazała różnice w płucach małżonków: mężczyzna zmarł wcześniej, kobieta utonęła, gdy auto stoczyło się ze skarpy i wpadło do wody. „To rzadko spotykany, niefortunny zbieg okoliczności” — mówi wprost prok. Łukasz Sobczak z Prokuratury Rejonowej w Turku.
I dodaje obrazowo: po lewej koniec asfaltu zabezpiecza beton, po prawej rosną grube akacje, na których pojazd by się zatrzymał. Auto zjechało akurat w jedynym miejscu, gdzie były tylko krzewy. Los bywa mniej przewidywalny niż najlepsze systemy bezpieczeństwa.
Co więcej, śledczy czekają już tylko na rutynowe wyniki badań krwi. Finał postępowania? Po zebraniu kompletu dokumentów sprawa ma zostać umorzona jako wypadek. W liczbach kontrast brzmi brutalnie: kilkaset metrów miejskiej trasy kontra pięć metrów głębokości i dziesięć metrów od linii brzegowej — dokładnie tam, gdzie zatrzymało się auto.
Co będzie dalej?
Co dalej: pytania o bezpieczeństwo i nawigację
Ta tragedia nie ma „czarnego charakteru”, ma za to wnioski. Po pierwsze — zdrowie kierowcy bywa najważniejszym systemem bezpieczeństwa. Po drugie — lokalne, nieoznakowane doły i zbiorniki poeksploatacyjne potrafią zaskoczyć nawet mieszkańców, którzy znają okolicę. Prokurator mówi: jeden skręt w „miękką” stronę i samochód zsunął się z górki wprost do wody. To tam ratownicy, korzystając z sonaru, namierzyli wrak i wydobyli ciała.
To prosta, ale kosztowna lekcja dla nas wszystkich. Czy po Russocicach gminy dostawią dodatkowe zapory, słupki, a może tablice ostrzegawcze przy takich zbiornikach?


































