Wyszukaj w serwisie
styl życia programy dzieje się z życia wzięte
Lelum.pl > Dzieje się > Zabawa zamieniła się w koszmar. Słychać było tylko krzyk dziecka. "Mamo, tato, ratunku!"
Kacper  Jozopowicz
Kacper Jozopowicz 24.09.2025 11:07

Zabawa zamieniła się w koszmar. Słychać było tylko krzyk dziecka. "Mamo, tato, ratunku!"

Radiowóz policji
Fot. Zofia i Marek Bazak/East News

Środowe popołudnie, 10 września, spokojna łąka przy ul. Łokietka w Wałbrzychu i grupa dziewczynek bawiących się nieopodal schroniska. W jednej chwili zabawę przerwał dramat. Pies wyprowadzany przez wolontariusza zerwał się ze smyczy i rzucił na 7-latkę. Dziecko z ranami klatki piersiowej i ramienia trafiło do szpitala, a w mieście zawrzało: gdzie zawiodły procedury i zdrowy rozsądek?

Co wydarzyło się na łące

Według relacji rodziców wszystko zaczęło się od nagłego, rozpaczliwego krzyku córki: „Mamo, tato, ratunku!”. Rodzice natychmiast pobiegli w stronę źródła wołania i zobaczyli dramatyczny obraz – pies przewraca dziewczynkę na ziemię, uderza ją głową i szarpie za ubranie. Panika i bezradność mieszały się z desperacką próbą uwolnienia dziecka z uścisku zwierzęcia. Jak ustalono, pies był podopiecznym wałbrzyskiego schroniska i tego dnia został wyprowadzony przez doświadczonego wolontariusza. Nie miał jednak kagańca, co – jak podkreślają świadkowie – mogło zapobiec tragedii.

Atak skończył się poważnymi obrażeniami. Dziewczynka odniosła liczne rany, które wymagały szycia. Została również poddana szczepieniom przeciwko wściekliźnie i tężcowi, aby zminimalizować ryzyko groźnych powikłań. Sprawą zainteresowały się ogólnopolskie media – szczegóły potwierdzili rozmówcy TVN24, a lokalne portale podały, że chodzi o psa o imieniu Bombel. Dla rodziny to dramatyczne doświadczenie, które na długo zapisze się w pamięci, a dla opinii publicznej – kolejny impuls do dyskusji o zasadach bezpieczeństwa podczas adopcji i spacerów z psami ze schronisk.

Co udało się ustalić?

Kto zawinił, a kto przeprasza

Schronisko przeprosiło za zdarzenie i zapowiedziało dodatkowe zabezpieczenia: przegląd procedur spacerowych, większy nadzór nad parami „pies–wolontariusz” oraz doprecyzowanie zasad używania kagańców. Kierownik placówki zapewnił, że wcześniej z tym samym wolontariuszem pies wychodził wielokrotnie, a feralnego dnia opiekun „nie zauważył bawiących się dzieci”. To zbyt mało przekonujące dla rodziców 7-latki, którzy mówią o potrzebie realnych konsekwencji i zadośćuczynienia. Policja czeka na opinię biegłego — od kwalifikacji obrażeń zależy, czy opiekun usłyszy zarzut narażenia na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia (art. 160 k.k.)

W tle przewijają się też trudne doświadczenia samego psa: miał trafić do schroniska po wcześniejszych krzywdach ze strony człowieka. To ważny, ale i delikatny wątek — bo empatia wobec zwierząt nie wyklucza podstawowego wymogu bezpieczeństwa w przestrzeni publicznej, zwłaszcza tam, gdzie bawią się dzieci.

Co będzie dalej?

Co dalej: procedury pod lupą i lekcja dla wszystkich

Śledczy sprawdzają, czy zawiodły zasady spacerów z psami schroniskowymi — i czy dało się uniknąć spotkania zwierzęcia z grupą dzieci. Na stole są konkretne rozwiązania: obowiązkowy kaganiec dla psów „w typie siłowym” (jak amstaff czy pitbull — mówimy o cechach, nie o rodowodzie), podwójne zapięcia smyczy i wyznaczanie tras z dala od placów zabaw. Kierownictwo schroniska deklaruje kontakt z rodziną i rozmowy o zadośćuczynieniu. Ważne: to nie polowanie na czarownice, tylko racjonalny przegląd ryzyk — i jasne przypomnienie, że wolontariusz też ponosi odpowiedzialność.

Dla rodziców to przede wszystkim strach, blizny i pytania, które nie znikną po jednym oświadczeniu. Dla miasta — test, czy potrafi pogodzić serce dla zwierząt z zero-jedynkowym wymogiem bezpieczeństwa najmłodszych.