SZOK w radomskiej szkole! Nauczycielka podejrzana o skandaliczne zachowanie

Gdy dzwonek wybrzmiał, a szkolne korytarze opustoszały, do akcji — jak twierdzą świadkowie — wkroczyć mieli koledzy z klasy. Według doniesień, wychowawczyni z radomskiego technikum miała zlecić pobicie jednego z uczniów. Prokuratura już działa, szkoła oficjalnie czeka na formalne skargi. Finał? Kulisy są gorętsze niż wrześniowe zebrania.
Kto, gdzie i dlaczego: kulisy głośnej sprawy
Zespół Szkół Samochodowych w Radomiu zwykle kojarzy się z zapachem oleju i młodzieńczą ambicją, a nie ze skandalami. Tym razem jednak media opisują sytuację, która wstrząsnęła społecznością szkolną. Nauczycielka, przedstawiana jako Magdalena M., od dłuższego czasu miała pożyczać pieniądze od uczniów i ich rodziców – kwoty sięgały nawet kilku tysięcy złotych. Gdy do dyrekcji dotarły skargi dotyczące tej praktyki, wychowawczyni miała wskazać rzekomego „winnego” donosów.
Wytypowany chłopak, Dominik, który zazwyczaj pozostawał w cieniu klasy, nagle stał się celem niechcianej uwagi i presji. Sprawa została zgłoszona do Prokuratury Rejonowej Radom-Wschód, która potwierdza, że prowadzi dochodzenie. Trwają przesłuchania, a śledczy zbierają materiały i zeznania świadków. Cała sytuacja wywołała duże poruszenie wśród uczniów, rodziców i nauczycieli, którzy obserwują, jak poważne konsekwencje może mieć niewłaściwe zachowanie osób dorosłych w szkole.
„Bez kamer, w parku”: co dokładnie miało się wydarzyć
Najmocniejsze zdanie? Według ustaleń dziennikarzy, wychowawczyni miała poprosić kilku uczniów, by „po zakończeniu roku szkolnego spotkali się z nim w parku, bez kamer” i „wytłumaczyli mu”, że na wychowawcę się nie donosi. Uczniowie odebrali to jako sugestię pobicia — choć tego słowa wprost nie użyto. Mama Dominika mówiła, że syn „ma na siebie uważać” i „nie iść z nikim do lasu czy parku”. Ostatecznie do spotkania nie doszło, bo młodzi zgłosili sprawę innym nauczycielom.
To był szok. Rozmawiałam z synem. Nie był u dyrekcji z żadną skargą na M., w ogóle nie wiedział, o co chodzi. Gdy się dowiedzieliśmy, bałam się go puścić do szkoły. Nawet nie powiedzieliśmy mu wszystkiego od razu, dopiero później, że ktoś chciał go pobić. Syn zdecydował, że pójdzie, ale prosiliśmy go, żeby nie szedł z nikim do lasu czy parku, żeby na siebie uważał - powiedziała mama nastolatka.
Jakie mogą być konsekwencje?
Co dalej: śledztwo, reputacja i pytania bez odpowiedzi
Szkoła nie wszczęła postępowania dyscyplinarnego wobec nauczycielki, tłumacząc, że nie wpłynęły formalne skargi ani nie ma wystarczających, udokumentowanych dowodów na niewłaściwe zachowanie. Dyrekcja podkreśla, że bez konkretnych materiałów trudno podjąć oficjalne kroki, a procedury szkolne wymagają formalności, zanim zostanie uruchomione postępowanie. Tymczasem sprawa przeniosła się na grunt prawny – prokuratura bada m.in. wątek ewentualnego podżegania do pobicia ucznia oraz wcześniejszych pożyczek od uczniów i ich rodziców.
Jeżeli zarzuty się potwierdzą, konsekwencje dla nauczycielki mogą być poważne – od zakazu pracy z młodzieżą, aż po odpowiedzialność karną. Sytuacja wywołała też falę dyskusji w środowisku pedagogicznym, które zgrzyta zębami na myśl, że jedna kontrowersyjna sprawa może zniszczyć reputację setek rzetelnych nauczycieli. Dla wielu nauczycieli jest to sygnał, że nawet pozornie odizolowane zachowania mogą odbić się szerokim echem w całym środowisku edukacyjnym.


































