Zacznie się już 18 sierpnia. Kilometrowe kolejki do aptek po darmowy produkt. Lekarze łapią się za głowę

Po długim weekendzie resort zdrowia uruchamia ruch, który może wywrócić jesienne kolejki do góry nogami. Nie każdemu podoba się tempo i zakres zmian w aptekach. Co naprawdę kryje się za ogłoszeniem, kto skorzysta na tej decyzji, a kto nadal zapłaci? Kulisy są ciekawsze niż konferencja.
Zmiana w aptekach
Darmowe szczepienia w aptekach to hasło, które Polacy usłyszą głośniej już w poniedziałek, 18 sierpnia. Ministerstwo powiększa pulę procedur, za których podanie pacjent nie zapłaci ani złotówki. Nowość dotyczy dorosłych, a apteki będą kwalifikować i szczepić szerzej niż dotąd.
I tu pierwsza różnica między nagłówkiem a rzeczywistością: państwo bierze na siebie koszt podania szczepionki, ale sama szczepionka w wielu wypadkach pozostaje płatna, jeśli nie wchodzisz w grupy z refundacją - to detal, który decyduje o realnym „za darmo” przy kasie. Tak, to wciąż przełom organizacyjny, ale z gwiazdką, o której mowa dopiero w dokumentach i branżowych komunikatach.
Czy naprawdę “za darmo”?
Od 18 sierpnia w aptekach jako darmowe podanie obejmie szczepienia przeciw dziesięciu infekcjom. Na liście są m.in. COVID-19, grypa, pneumokoki, krztusiec, HPV, półpasiec, tężec, WZW A, WZW B i RSV. Co ważne, dla COVID-19 rząd zapowiada pełną bezpłatność (usługa + preparat), ale aktualne serie dopiero przechodzą proces rejestracji, więc fizycznej dostępności nie spodziewajmy się od ręki.
Pozostałe preparaty - jak grypa czy pneumokoki - bywają refundowane dla wybranych grup (np. seniorów 65+), w innych przypadkach trzeba je kupić, choć samo ukłucie w aptece kosztować już nie będzie.
Lekarze ostrzegają
Nie wszystkim podoba się ta decyzja. Naczelna Rada Lekarska studzi entuzjazm i przypomina, że kwalifikacja do szczepienia bywa trudna. Lekarze ostrzegają głównie przed brakiem wglądu farmaceutów w pełną dokumentację medyczną pacjentów z chorobami przewlekłymi (nowotwory, cukrzyca, autoimmunologiczne), co - ich zdaniem - zwiększa ryzyko powikłań. To nie wojna o strzykawkę, tylko spór o granice kompetencji i organizację systemu.


































