Nawrocki naprawdę chce to zrobić! Chodzi o konstytucję

Prezydent Karol Nawrocki w pierwszym orędziu po zaprzysiężeniu rzucił duże słowo: „nowa konstytucja”. Ma być gotowa do 2030 r., a w Pałacu powstanie rada, która zacznie nad nią pracować. Pytanie, czy ktoś dziś wierzy w taką zgodę ponad podziałami. A może to tylko gra o wzmocnienie Pałacu, zanim rząd zdąży się otrząsnąć?
Kulisy prezydenckiej ofensywy
Nawrocki w pierwszym orędziu po zaprzysiężeniu zasugerował, że „klasa polityczna musi zacząć działać” nad nową ustawą zasadniczą, gotową – jak wierzy – w 2030 r. Zapowiedział też powołanie zespołu, który ma rozplątać spory kompetencyjne. W Pałacu słychać, że chodzi o nowy porządek gry: mniej chaosu, więcej prezydenckiego wpływu.
Tyle idea. Praktyka? Do zmiany konstytucji potrzeba 2/3 w Sejmie i bezwzględnej większości w Senacie – to nie jest projekt dla jednej partii, nawet tej z najlepszym PR-em.
Głosy PiSu nie wystarczą
Konstytucję zmienia się w Sejmie większością co najmniej 2/3 głosów (czyli 307 posłów) przy kworum, a w Senacie - większością bezwzględną. Przy zmianie rozdziałów I, II lub XII możliwe jest referendum zatwierdzające na wniosek Prezydenta, 1/5 posłów albo Senatu. Inaczej mówiąc: bez części opozycji ten pomysł nie ma paliwa.
I tu wchodzą polityczne realia. Na razie to sygnał, że prezydent będzie szukał głosów tam, gdzie najłatwiej dogadać się na hasłach o „jasnej konstytucji” i „końcu chaosu w sądach”. W tle cały czas buzuje spór premier–prezydent o zakres władzy. Jeśli ktoś pyta „po co ta konstytucyjna szarża?”, odpowiedź może kryć się właśnie tutaj - w próbie przerysowania roli głowy państwa w systemie, zanim polityczna farba wyschnie.
Co dalej? Jakie plany ma prezydent?
Co dalej? Po pierwsze, matematyka. 2/3 w Sejmie (przy kworum) oznacza szeroki kompromis – bez niego nowa konstytucja zostanie tylko sztandarem na wiecach. Po drugie, procedura: Senat decyduje bezwzględną większością, a przy zmianach w rozdziałach I, II lub XII możliwe jest referendum zatwierdzające. Innymi słowy: zanim dojdziemy do „nowej preambuły”, trzeba przejść przez kilka politycznych min. Po trzecie, polityka: jeśli Konfederacja rzeczywiście „mruga”, to staje się języczkiem u wagi – ale jej rachunek zysków i strat dopiero się pisze.
W kuluarach słychać, że prezydencka rada ma być nie tylko kuźnią przepisów, ale i testem lojalności dla konserwatywnego zaplecza. A na koniec ironia losu: plan „Nowa konstytucja” może skończyć się… starą zasadą, że najpierw trzeba zacząć przestrzegać tej, którą już mamy. Tyle że to nie brzmi tak dobrze na wiecu jak „reset do 2030”.


































