Nie żyje kultowy artysta! Jego przebój nucił każdy
Artysta z duetu Soft Cell nie żyje. Współtwórca jednego z najbardziej rozpoznawalnych hitów świata, „Tainted Love”, odszedł we śnie w swoim domu w Londynie, mając 66 lat. Tuż przed śmiercią skończył jeszcze jedną rzecz: nowy album Soft Cell. Brzmi jak pożegnanie, które już wkrótce trafi do fanów.
Odejście w rytmie, który sam wymyślił
Dave Ball - rocznik 1959, urodzony w Chester, wychowany w Blackpool - był jednym z tych artystów, którzy zafascynowali się elektroniką, zanim elektronika stała się popem. Przełom przyszedł w Leeds, gdzie podczas studiów poznał Marc’a Almonda.
Tak powstał duet Soft Cell, czyli synth-pop z kabaretowym pazurem, który w 1981 roku wystrzelił coverem „Tainted Love”. Dla milionów to brama do całego gatunku. Gdy dziś mówimy „Dave Ball nie żyje”, mówimy też: „pewna epoka brzmienia dobiegła końca”.
Ostatni płyta
„Tainted Love” było tylko wejściówką. Po rozpadzie Soft Cell w latach 80. Ball dziś pamiętany jest także za The Grid, czyli duet od rave’owego „Swamp Thing” oraz za produkcje dla wielkich nazwisk. Co ważne, Dave nigdy nie odciął się od macierzystego projektu: Soft Cell wracali, koncertowali, a ostatnie miesiące spędzili w studiu.
Dave Ball nie żyje, ale zostawił „Danceterię” - finalny album domknięty na chwilę przed odejściem, zapowiadany na wiosnę 2026. Marc Almond przyznał, że partner „był w świetnym miejscu emocjonalnie” i że słyszał gotową płytę.
Z czym zostawił nas muzyk?
Środowisko muzyczne reaguje jednomyślnie: hołdy, wspomnienia, archiwalne kadry z lat, gdy synth-pop pachniał nowością. W notach o śmierci podkreśla się, że przyczyny nie podano.
To ważne tak samo jak fakt, że jego historia to nie tylko jeden hit, tylko estetyka, którą przejęły kolejne pokolenia od Pet Shop Boys po Nine Inch Nails. „Danceteria” stanie się teraz jego testem. Czy ostatnie nagrania otworzą nowy rozdział w katalogu Soft Cell, czy będą elegancką kropką nad „i”?