Pokazała, co przed świętami dzieje się w Biedronce. Aż robi się słabo, „nigdy nie widziałam…”
Przedświąteczne szaleństwo wiąże się z tym, że w dyskontach pojawiają się wielkie tłumy ludzi. W jednej z gdyńskich Biedronek doszło do nieprzyjemnej sytuacji, która natychmiast została zrelacjonowana przez internautkę. Takiego widoku nikt się nie spodziewał, magia świąt natychmiast zgasła.
Wpadki w dużych dyskontach spożywczych
Nie jest tajemnicą, że w dużych dyskontach powinniśmy z uwagą przyglądać się produktom spożywczym, które wkładamy do koszyka. Niejednokrotnie zdarza się bowiem, że coś jest z nimi wyraźnie nie tak. Chodzi zarówno o aktualność daty ważności danego artykułu, jak i potencjalne skażenie ich różnymi nieprzyjemnościami, których nie chcielibyśmy przynieść do swojego domu.
Przemęczeni pracownicy sklepów, których niejednokrotnie jest zbyt mało, aby nad wszystkim zapanować, czasem nie zauważą problemów z poszczególnymi produktami. Niektóre z nich stały się niezdatne do spożycia jeszcze na magazynach, tak na przykład do jednej z mąk sprzedawanych w dyskoncie dostały się wołki zbożowe. Jednak to, co zauważył jeden z klientów Biedronki, przechodzi ludzkie pojęcie.
Sezon na mandarynki trwa w najlepsze
Zima to moment, w którym cytrusy są ochoczo sprzedawane w wielu dyskontach obecnych na terenie Polski. Święta Bożego Narodzenia trudno jest sobie wyobrazić bez zapachu mandarynek, które właśnie o tej porze roku są najlepsze. Nic więc dziwnego, że w wielu sklepach możemy znaleźć wielkie palety tych pysznych owoców, które kuszą swoim kolorem i świeżością.
Nie zawsze jednak udaje się utrzymać je w dobrej kondycji na dłużej. Mandarynki mają to do siebie, że bardzo łatwo jest je obić, a co za tym idzie, uszkodzić. Wtedy ich przydatność do spożycia wyjątkowo się skraca, a już chwilę później mogą przenieść chorobę na obecne w okolicy owoce. Tak też się stało w jednej z Biedronek.
ZOBACZ TEŻ: Olaf Lubaszenko zmagał się z trudną chorobą. Nikt nie miał pojęcia
Takie mandarynki znajdowały się w Biedronce
Jedna z mieszkanek Gdyni postanowiła opublikować na miejskiej stronie na Facebooku zdjęcie, które wykonała w jednym z punktów sieci Biedronka. Kobieta była wyjątkowo zaskoczona tym, co zobaczyła na dziale z owocami. Długo tego nie zapomni. Jedna z mandarynek umieszczonych w kartonie była cała w pleśni, a choroba rozprzestrzeniła się już na stykające się z nią owoce.
Takie mandarynki w biedronce - skomentowała krótko internautka.
Ten widok z pewnością szokuje i zniechęca do zakupu lubianych zimowych owoców. Społeczeństwo zdaje sobie jednak sprawę z tego, że pracownicy dyskontów są często przemęczeni i jest ich zwyczajnie zbyt mało na zmianie, aby zapanować nad tym problemem. Komentujący internauci mieli podzielone zdania.
- We wszystkich sklepach czasami takie spotykamy. Teraz przedświąteczne tłumy w sklepach, trudno żeby wszystko przeglądać na bieżąco
- Jakby ludzie nie ryli w tych mandarynkach jak dziki w lesie to by się też tak szybko nie psuły. Przekładają, przewalające, gniotą, a może ta, a może z tego pudełka
- Wszystkie Biedronki to jeden bałagan, pozastawiane paletami przejścia ,towaru nawalone bez pojęcia, popsute owoce, mięso jest nie za bardzo świeże
- W polskim prawie zakazane jest sprzedawanie owoców spleśniałych. Ten owoc nie powinien znaleźć się na sklepie, a wewnętrzne problemy typu : "za mało pracowników" lub "wina klienta" są śmieszne