Rosja i Białoruś przy granicy z Polską. Manewry Zapad-2025 w akcji

Rosja i Białoruś wracają do gry w nerwy. W połowie września startują manewry Zapad 2025 — nazwa brzmi rutynowo, ale scenariusz ma działać na wyobraźnię: mobilizacja przy wschodniej flance NATO, ćwiczenia z „atomem bez wybuchu” i nową bronią w arsenale Moskwy. Co będzie działo się przy naszej granicy i na ile to teatr, a na ile realny sygnał?
Gra pozorów czy próba sił?
Zapad (po rosyjsku: „Zachód”) to tradycyjne rosyjsko-białoruskie ćwiczenia. Tegoroczna „gorąca faza” zaplanowana jest na 12–16 września. Oficjalne komunikaty Mińska mówią o defensywnym scenariuszu i „sprawdzaniu bezpieczeństwa Państwa Związkowego”, ale to tylko połowa obrazu. Eksperci Chatham House zwracają uwagę, że po 2022 r. każda edycja Zapadu ma wymiar polityczny: zastraszanie Zachodu i testowanie reakcji.
Co istotne, po wstępnych zapowiedziach ćwiczeń „przy granicy z NATO” Białoruś ogłosiła przeniesienie zasadniczych epizodów głębiej w kraj — i redukcję skali. Brzmi uspokajająco? Niekoniecznie, bo mniejsze liczby to również sprytne ominięcie twardych progów z Dokumentu Wiedeńskiego (OSCE), które wymuszają szeroką obserwację.
Twarde dane: daty, liczby, nowe rakiety
Terminy są precyzyjne: 12–16 września na Białorusi, z równoległymi epizodami w rosyjskim obwodzie królewieckim. O udziale żołnierzy usłyszymy rozbieżne komunikaty. Oficjalnie Mińsk mówi o ok. 13 tys. uczestników (to „magiczny” próg OSCE), zaś służby państw bałtyckich i komentatorzy szacują nawet do 30 tys. łącznie w regionie.
Tej wersji towarzyszy zastrzeżenie, że „federacja ćwiczeń” i równoległe manewry rozszerzają faktyczną skalę działań. Z punktu widzenia Polski kluczowe jest jednak coś innego: Białoruś i Rosja zapowiadają epizody z użyciem broni jądrowej „w trybie szkolnym” oraz prezentację nowego, hipersonicznego pocisku pośredniego zasięgu Oresznik, który Kreml chce rozlokować także na Białorusi.
NATO nie zamierza patrzeć z założonymi rękami. Wojsko Polskie już uruchomiło federację ćwiczeń „Żelazny Obrońca-25” — około 30 tys. żołnierzy na poligonach od Orzysza po Ustkę, plus Bałtyk, niebo i cyberprzestrzeń. To największe tegoroczne przedsięwzięcie szkoleniowe i jasny sygnał: interoperacyjność sojuszu, zgrywanie nowych systemów uzbrojenia i gotowość na „scenariusze z niespodzianką”.
Co będzie dalej?
Co z tego wynika dla Polski?
Po pierwsze: presja informacyjna. Litewskie służby wprost mówią, że Zapad 2025 to w tej edycji równie mocno operacja narracyjna, co wojskowa. Oczekujmy zatem prowokacji na poziomie komunikatów, prób „podkręcania” nastrojów i fałszywych alarmów. Po drugie: geografia nadal boli. Przesmyk Suwalski — ten wąski pas między Białorusią a obwodem królewieckim — pozostaje naturalnym „miejscem nacisku” w ćwiczeniach, nawet jeśli oficjalne epizody przesunięto w głąb Białorusi. Po trzecie: atom jako dekoracja.
Skoro Kreml ma ograniczone rezerwy żołnierzy i sprzętu, to demonstracje „Oresznika” i scenariusze jądrowe stają się wygodnym megafonem. Dla nas oznacza to spokojną czujność: wzmocnione rozpoznanie, szczelne niebo i żelazna dyscyplina informacyjna — bez histerii, ale i bez naiwności.


































