Rydzyk dostał TO od Sasina. Eksperci od razu interweniowali. Może być BEZCENNY!

Polityczny prezent z wielkim znakiem zapytania. W lipcu 2023 r. Jacek Sasin przekazał o. Tadeuszowi Rydzykowi zabytkowy miecz, który według zapowiedzi miał pochodzić „z czasów Mieszka I” i liczyć ponad tysiąc lat. Eksperci kręcili nosem, a internet zagotował się szybciej niż kocioł na pielgrzymkowej herbacie. Teraz sprawa wraca — artefakt ma trafić na gruntowne badania, a publiczność zobaczy go z bliska.
Prezent w blasku fleszy i… wątpliwości
Scena jak z filmu kostiumowego: 32. Pielgrzymka Rodziny Radia Maryja, plenerowe brawa i podarunek, który miał pachnieć początkiem polskiej państwowości. Ówczesny wicepremier i minister aktywów państwowych Jacek Sasin wraz z prezesem Enei wręczyli redemptoryście miecz, chwaląc go jako „niemal 1000-letni” i „z czasów Mieszka I”. Szybko wyszło na jaw, że zakup — około 250 tys. zł — sfinansowała Fundacja Enea, powiązana z państwową spółką.
Polityczna burza była natychmiastowa, bo dar miał zasilić zbiory toruńskiego muzeum i stać się symboliczną perłą w koronie, ale specjaliści od broni średniowiecznej pytali: czy to na pewno perła, czy błysk biżuterii z epoki rekonstruktorów?
Naukowcy kontra narracja o „tysiącletnim” skarbie
Od lipca 2023 r. wokół „miecza z czasów Mieszka I” narosło tyle legend, co wokół samego księcia. Jedni badacze twierdzili, że bez konserwatorskiej kwerendy trudno mówić o wieku, inni wskazywali na idealny stan ostrza, trzymanie artefaktu gołymi rękami i styl zdobień, który bardziej pasuje do… współczesnej pracowni niż do grobu wojownika z X wieku.
Pojawiały się też ekspertyzy—przywoływane przez media—datujące artefakt ogólnie na okres 950–1050 r., co brzmiało kusząco, ale nie rozwiewało wszystkich wątpliwości.
Mecz trafi pod lupę, a publiczność do sali wystawowej
Jak ustalił „Fakt”, miecz ma przejść szczegółowe badania — od analiz metalu po dokumentację konserwatorską — a następnie zostać udostępniony zwiedzającym. To moment prawdy: jeśli datowanie potwierdzi X–XI wiek, politycy odetchną i ogłoszą sukces. Jeśli nie, ktoś będzie musiał wytłumaczyć, dlaczego publiczne pieniądze (ok. 250 tys. zł) poszły na obiekt o wątpliwej proweniencji.
W branży mówi się, że transparentna ekspertyza i jawne raporty to dziś must-have — jak „endorsement deal” (czyli płatna współpraca reklamowa) w show-biznesie — bo tylko one uciszą podejrzenia o PR-ową inscenizację. Na razie wiemy jedno: sprawa miecza z czasów Mieszka I dopiero się rozkręca.


































