Złe wieści dla Tuska. Traci zaufanie tam, gdzie się tego nie spodziewał. Nieprawdopodobne!

Polacy nie kupują opowieści o „pełnej realizacji obietnic”. Nowy sondaż pokazuje, że nawet część zwolenników rządu patrzy na listę zapowiedzi jak na rachunek z restauracji: ktoś to kiedyś musi zapłacić. Jeśli Donald Tusk nie zmieni tempa i stylu dowożenia konkretów, jesień może być bardziej gorąca, niż się rządowi wydaje. A prezydent tylko podkręca temperaturę.
Nastroje kontra obietnice
Polityka rządzi się własnym kalendarzem i rytmem, ale cierpliwość wyborców działa według zupełnie innych reguł – i zwykle kończy się szybciej, niż zakładają to politycy. Po blisko dwóch latach rządów Koalicji 15 Października coraz wyraźniej widać rozziew między głośnymi narracjami o „odkręcaniu państwa” a realnym doświadczeniem obywateli, które najlepiej pokazują tabelki w portfelach. Podwyżki cen, niepewność gospodarcza czy brak widocznych efektów wielu zapowiadanych reform sprawiają, że opowieść o „wielkiej zmianie” traci swój blask.
Na to wszystko nakłada się nowy układ sił po sierpniowym zaprzysiężeniu Karola Nawrockiego na prezydenta. Od pierwszych dni swojej kadencji zaczął on niemal codziennie testować granice we współpracy z rządem, prowokując kolejne napięcia i wymuszając ruchy Tuska oraz jego ministrów. Obaj politycy starają się utrzymać inicjatywę, ale coraz częściej wygląda to jak przeciąganie liny – tyle że na oczach wyborców, którzy czekają na konkretne efekty.
Donald Tusk powtarza wciąż to samo hasło: „robimy to, co obiecaliśmy”. Jednak w tle narasta presja – z tylnych ław parlamentu, od opozycji, ale też ze strony własnego zaplecza – by wreszcie pokazać liczby, które potwierdzą sukces. Bo choć polityczne deklaracje i mocne wystąpienia potrafią chwilowo zagłuszyć krytykę, to ostatecznie i tak liczy się codzienność obywateli: rachunki, pensje, stabilność. To właśnie tam rozstrzyga się, czy opowieść o „odbudowie państwa” będzie wiarygodna.
Jakie są dane z sondażu?
Twarde dane z sondażu
78 proc. badanych uważa, że premierowi nie uda się zrealizować wszystkich obietnic z kampanii 2023 r., a wierzy w to ledwie niespełna 17 proc. Nawet w elektoracie rządzącej koalicji optymiści są w mniejszości: 41 proc. mówi „tak”, 53 proc. – „nie”. Wśród wyborców opozycji negatywna odpowiedź sięga 94 proc. To wyniki United Surveys dla Wirtualnej Polski (13–16 sierpnia 2025 r., próba 1000 osób, metoda CATI/CAWI – czyli wywiady telefoniczne i internetowe).
Kontekst też robi swoje: spór o mrożenie cen energii i prezydenckie weto pokazał, jak szybko obietnice rozbijają się o instytucjonalne rafy – Tusk grzmiał o „droższym prądzie”, a Pałac odsyłał do „czystej ustawy”. To ten rodzaj konfliktu, który podkopuje zaufanie do „dowożenia” – i to po obu stronach barykady.
Co dalej?
Co dalej i gdzie boli najbardziej
Na politycznym radarze rządu migają trzy czerwone lampki. Po pierwsze, komunikacja: deklaracje „już za chwilę” brzmią jak zapowiedź filmu, który wciąż nie ma premiery. Po drugie, priorytety: gdy wyborca nie widzi w portfelu efektu (ulgi, tańszej energii, prostszych zasad), z czasem przestaje wierzyć w resztę menu. Po trzecie, synchronizacja z Pałacem – bez niej nawet dobry projekt zamienia się w spektakl przepychanek.
Czy to znaczy, że rząd przegrał narrację? Nie jeszcze. Ale zegar tyka, a każde „zaraz” kosztuje. Wystarczy przypomnieć, jak długo wałkowany był temat zniesienia ograniczeń handlu w niedziele – obietnica żyła własnym życiem, a kalendarz 2025 pokazał, że cudów nie ma. To dokładnie ten moment, gdy wyborca mówi: „sprawdzam”, a sondaże odpowiadają chłodnym prysznicem.


































