Wyszukaj w serwisie
styl życia programy dzieje się z życia wzięte
Lelum.pl > Dzieje się > Wszystkie spojrzenia skierowane na Biały Dom. Zapada kluczowa decyzja w sprawie Ukrainy
Kacper  Jozopowicz
Kacper Jozopowicz 17.10.2025 20:53

Wszystkie spojrzenia skierowane na Biały Dom. Zapada kluczowa decyzja w sprawie Ukrainy

Trump i Zełenski
Fot. East News

W piątek, 17 października, Wołodymyr Zełenski wszedł do Białego Domu z jedną prośbą, która może zmienić bieg wojny: amerykańskie Tomahawki. Donald Trump waha się — między pokazem siły a obietnicą „szybkiego pokoju”. W tle: telefon od Putina, polityka zapasów USA i pytanie, czy Waszyngton postawi na presję, czy na układ.

Gra nerwów w Waszyngtonie

Zelensky wybrał moment idealny dla dramaturgii: kamera, krótki uścisk dłoni i długa lista żądań — od obrony powietrznej po pociski dalekiego zasięgu. Każde słowo i gest zostały dokładnie przemyślane, bo stawka jest wysoka. Tomahawk to manewrująca rakieta o zasięgu do ok. 1,5 tys. mil (czyli ok. 2,4 tys. km) — w praktyce może sięgnąć w głąb Rosji, aż po Moskwę. Taki ruch byłby dla Kremla nie tylko ciosem militarnym, ale i symbolicznym – dowodem, że Zachód wciąż jest gotów grać twardo, mimo zmęczenia wojną i politycznych zawirowań w Waszyngtonie.

Ale Trump, po rozmowie z Putinem i zapowiedzi spotkania w Budapeszcie, wyraźnie tonuje nastroje. Jego kalkulacja jest prosta: z jednej strony sygnał siły, z drugiej obawa przed „wyczyszczeniem magazynów” i prowokowaniem kolejnej eskalacji. W efekcie obaj gracze – jeden na froncie, drugi w kampanii – używają wojny jak karty przetargowej. Brzmi znajomo? Bo to klasyczna transakcja polityczna: obietnica za ustępstwo, gest za ciszę, słabość przykryta uśmiechem do kamery.

Co dalej w tej spawie?

Fakty, liczby, kulisy

Czego dokładnie chce Kijów? Zielonego światła na Tomahawki i przyspieszenia dostaw systemów obrony powietrznej oraz F-16. Według amerykańskich relacji Trump rozważa temat, ale „nie chce uszczuplać zapasów USA”, a po ostrzeżeniu z Kremla trzyma rękę na hamulcu. AP notuje też nieformalny „trade”: Ukraina oferuje współpracę energetyczną i drony w zamian za rakiety. 

Z kolei „Guardian” podkreśla logistykę: ograniczona dostępność pocisków i kwestia platform startowych. Polski kontekst? W Warszawie słyszymy, że sama dyskusja o Tomahawkach już pcha Putina do rozmów — to teza powtarzana w Kijowie. Czy to blef, czy dźwignia nacisku — zobaczymy.

Jakie będą kolejne ruchy?

Co dalej: pokój po amerykańsku, czy długie przeciąganie?

Jeśli Tomahawki padną na stół naprawdę, zmienia się kalkulacja wojny: Rosja traci bufor „bezpiecznej głębi”, a negocjacje dostają brutalny metronom — im bliżej rakiet, tym szybciej idzie dyplomacja. Jeśli nie, Trump sprzeda światu narrację „rozsądku” i będzie budował swój plan z Putinem w Budapeszcie. Oba scenariusze mają cenę: pierwszy — eskalację ryzyka, drugi — ryzyko „pokoju na kredyt”, w którym Ukraina płaci terytorium lub czasem, a Zachód — reputacją. 

Kuluarowe przecieki mówią, że w samej administracji USA ścierają się dwa nurty: „twardy nacisk” i „kontrolowana deeskalacja”. A urok chwili? Zaczęło się drobnym zgrzytem protokołu — spóźnieniem, które pięknie symbolizuje całą sprawę: każdy przyjdzie do stołu, ale nikt nie chce pierwszy usiąść.