Łukaszenko nie gryzł się w język. TAKIE słowa wypowiedział o Polsce

Rosyjskie drony nad polskim niebem, ostre docinki pod adresem Warszawy i personalne uwagi o Andrzeju Dudzie — Aleksander Łukaszenko postanowił wejść w sam środek polskiej debaty. Zapewnia, że „zestrzelili, co mogli”, twierdzi, że Polskę uprzedzono odpowiednio wcześniej, a reakcję rządu nazywa… „dziką”. Czy to próba gaszenia pożaru benzyną, czy chłodna kalkulacja Mińska przed ćwiczeniami „Zapad-2025”?
Incydent z dronami — narracja Mińska
Białoruski przywódca przekonywał, że jego wojsko „zestrzeliło wszystko, co mogło”, a jedynie „kilka” bezzałogowców poleciało dalej — w stronę Polski. Według Łukaszenki Mińsk „z wyprzedzeniem” ostrzegł Warszawę, ale odpowiedzią miało być „nadmuchanie napięcia”. „Słuchajcie, [zachowali się] jak dzikusy” — stwierdził, dodając, że Białoruś „nie chce wojen ani zamkniętych granic”, ale „będzie reagować”, jeśli zostanie do tego zmuszona.
Nie zabrakło też uszczypliwości w stronę polskich polityków. Łukaszenko w jednym zdaniu wyliczył Donalda Tuska, Karola Nawrockiego i Andrzeja Dudę, o którym powiedział, że „zmądrzał, kiedy przestał być prezydentem”, choć jeszcze „podżegał do wojny na Ukrainie”. Tu nie ma przypadkowych słów: Mińsk rozgrywa polskie spory jak partię w szachy błyskawiczne — szybko, głośno i pod publiczkę.
Polityczne docinki i odpowiedź Kremla
Łukaszenko wplótł swoje komentarze w szerszą opowieść: to nie Białoruś eskaluje, lecz „nerwowa” Warszawa. Tymczasem z Moskwy popłynęła linia obrony znana aż za dobrze — rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow uznał polskie komunikaty za „nic nowego” i odesłał wszystkich do resortu obrony.
Brzmi znajomo? Bo tak właśnie wygląda podręcznikowa reakcja Moskwy na kryzysy graniczne: zbyć, przeczekać, przerzucić odpowiedzialność.
Zamknięta granica — decyzja Warszawy
W cieniu ostrych słów zapadła decyzja, która realnie zmienia codzienność mieszkańców regionu. Minister spraw wewnętrznych Marcin Kierwiński podpisał rozporządzenie o czasowym zawieszeniu ruchu granicznego z Białorusią od 12 września — do odwołania.
Rząd wiąże ten krok z rozpoczynającymi się rosyjsko-białoruskimi manewrami „Zapad-2025” (cykliczne ćwiczenia strategiczne), podkreślając, że chodzi o bezpieczeństwo wschodniej flanki NATO i UE. To już nie spór na słowa, lecz konkret: zamknięte przejścia, dodatkowe procedury, twardsza tarcza na wschodzie.


































