Paraliż na kolejnym lotnisku! Samoloty musiały zawrócić. Pasażerowie w szoku!

Noc z 25 na 26 września znów należała do dronów — lotnisko w duńskim Aalborgu zostało czasowo zamknięte, a dwa samoloty musiały zawrócić. Drony paraliżujące lotnisko to nie pierwszy taki incydent w Skandynawii w tym tygodniu. Premier Mette Frederiksen ostrzega przed „wojną hybrydową”, a w Kopenhadze słychać jedno pytanie: czy to test obrony i cierpliwości Europy?
Alarm nad Jutlandią: co się wydarzyło i dlaczego to ważne
Aalborg — port cywilno-wojskowy na północy Danii — w czwartek późnym wieczorem zamknął przestrzeń powietrzną po zgłoszeniach o niezidentyfikowanym dronie. Decyzja zapadła błyskawicznie, bo w takich sytuacjach procedury bezpieczeństwa są nieubłagane: każdy obiekt w pobliżu pasów startowych traktuje się jak potencjalne zagrożenie. Po około godzinie alarm odwołano, jednak chaos już się rozlał — część rejsów odwołano, a dwa samoloty zostały zmuszone do zawrócenia do portów zapasowych. Dla pasażerów oznaczało to opóźnienia i dodatkowy stres, a dla obsługi lotniska – mobilizację całego sztabu kryzysowego.
To nie pierwszy taki incydent w regionie. Wcześniej w tym tygodniu podobne zamieszanie sparaliżowało pasażerów w Kopenhadze i Oslo, co rodzi pytania o koordynację działań i realne możliwości obrony przed bezzałogowcami. Skandynawia, zwykle kojarzona z punktualnością lotów i spokojem podróżnych, nagle zderza się z lekcją XXI-wiecznych zagrożeń. Eksperci przypominają, że nawet niewielki dron w niewłaściwym miejscu potrafi sparaliżować całe lotnisko, zmuszając służby do traktowania każdego przypadku jak realnego incydentu o potencjalnie poważnych konsekwencjach.
Co już wiadomo w tej sprawie?
Polityczna burza: „wojna hybrydowa”, czyli co?
Słowa „wojna hybrydowa” padły w Danii nie pierwszy raz, ale tym razem wybrzmiały wyjątkowo głośno. Premier Mette Frederiksen stwierdziła, że podobnych ataków może być więcej, a najsilniejszym zagrożeniem dla bezpieczeństwa Europy pozostaje Rosja. Rosyjska ambasada w Kopenhadze oficjalnie zaprzeczyła, nazywając doniesienia „aranżowaną prowokacją”. Twardych dowodów na sprawstwo Moskwy na razie brak — to fakt — ale kalendarz incydentów (Kopenhaga, Oslo, Aalborg; do tego zgłoszenia nad Esbjerg, Sønderborg i bazą Skrydstrup) wygląda jak ktoś, kto testuje granice cierpliwości służb i zasięg radarów.
„Wojna hybrydowa” to mieszanka presji militarnej, sabotażu, dezinformacji i uciążliwych psikusów technologicznych, które mają siać strach, a niekoniecznie zniszczenia.
Co będzie dalej?
Co dalej: przepisy, tarcze i nerwy pasażerów
Na stole leżą trzy ruchy. Po pierwsze, legislacja: Dania rozważa przepisy pozwalające właścicielom infrastruktury szybciej neutralizować obiekty, które wchodzą w CTR (lotniczą strefę kontrolowaną). Po drugie, technologia: od sensorów akustycznych po systemy zakłócające sygnał (tzw. jammery — urządzenia blokujące łączność drona z operatorem). Po trzecie, dyplomacja: scenariusz konsultacji w trybie art. 4 NATO przesuwa się z „science-fiction” do „możliwe”.
Czy to zadziała? Skoro w jeden tydzień zamknięto dwie stolice i jeden port wojskowo-cywilny, presja społeczna będzie tylko rosła. Pasażerowie zrobią to, co potrafią najlepiej — zagłosują portfelem i wybiorą przewoźnika lub kierunek, który gwarantuje mniej stresu.


































