Skandaliczne sceny pod Biedronką. Przyjechała policja, padły groźby. Dyskont może mieć poważny problem
Od czasu pojawianie się w supermarketach kas obsługowych, wielu klientów chętnie z nich korzysta. W ten sposób nie trzeba stać w długich kolejach i dość szybko można uporać się z zakupami. Takie stanowiska mają jednak swoje wady, o czym przekonała się jedna z klientek sieci Biedronka. Robiąc zakupy, nie spodziewała się, że będzie musiała tłumaczyć się policji.
Klientka Biedronki została pokrzywdzona przez kasy samoobsługowe
Jednak z klientek sieci Biedronka po zrobieniu zakupów udał się do kasy samoobsługowej. Zapłaciła za zakupy, po czym opuściła sklep. Na paragonie znajdował się między innymi czteropak piwa bezalkoholowego, który okazał się punktem zapalnym całej sytuacji.
Kiedy kobieta opuściła Biedronkę, zatrzymał ją ochroniarz, który zaczął sprawdzać jej rachunek i zmuszał ją do wyjaśnień. Następnie klientka została odprowadzona na zaplecze, gdzie miała oczekiwać na przyjazd policji, która została wezwana przez obsługę sklepu.
Polacy pokochali go za program "Uwaga", został zwolniony. Zaskakujące, kim jest matka jego dzieciBiedronka zatrzymała klientkę oskarżając ją o kradzież
Kuriozalną sytuację, do której doszło w jednym ze sklepów sieci Biedronka mąż kobiety opowiedział portalowi „Bezprawnik”. Jak wyjaśnił, podczas zakupów i nabijania produktów na kasę samoobsługową, kobieta nie napotkała żadnych problemów. Choć skasowała czteropak piwa i umieściła go na wadze, na rachunku naliczono jej tylko jedna sztuka. Waga nie poinformowała jednak o błędzie.
Wszystko działa, wszystko ok, nie ma informacji o błędzie. O błędzie żonę informuje dopiero ochroniarz, który wybiegł za nią ze sklepu po tym jak ona zdążyła nabić resztę produktów, zapłacić, spakować je i wyjść. Prosi o paragon, sprawdza go i stwierdza, że czytnik złapał pojedyncze piwo, a nie czteropak. „Luz” – myśli żona – „nabiją czteropak, zapłacę różnicę i tyle”.
Biedronka przeprosiła za zaistniałą sytuację
Wyjaśnienie sprawy nie okazało się niestety takie proste. Kobieta została oskarżona o kradzież, choć wyraźnie winny był tu sprzęt sklepu. Kobieta była ponadto gotowa do uiszczenia różnicy w cenie, która wynikła z pomyłki sprzętu. Z nieprzyjemnej sytuacji musiał ratować ją mąż, którego udało jej się telefonicznie poinformować o zatrzymaniu na zapleczu sklepu.
Kierowniczka pozostaje nieustępliwa, tłumaczy, że żona odeszła od kasy z towarem, za który nie zapłaciła. Na nic tłumaczenia, że TO ICH SPRZĘT NIE ZADZIAŁAŁ. Przecież waga powinna wskazać błąd. (…) Spędzamy w sumie 45 minut w zimnym zapleczu sklepu z niespełna dwumiesięcznym dzieckiem.
Po publikacji tekstu na stronie „Bezprawnika” sieć Biedronka wystąpiła z przeprosinami za zdarzenie, obiecując przy okazji, że zrobią wszystko, by do takich sytuacji nie dochodziło w przyszłości.
Źródło: Bezprawnik, Pyszności