Wyszukaj w serwisie
styl życia programy dzieje się z życia wzięte
Lelum.pl > Dzieje się > Mama pięcioraczków nie wytrzymała. Grzmi po oskarżeniach widzów. Tak się tłumaczy
Elżbieta Włodarska
Elżbieta Włodarska 10.10.2025 08:10

Mama pięcioraczków nie wytrzymała. Grzmi po oskarżeniach widzów. Tak się tłumaczy

Dominika Clarke
fot. kadr z Instagrama @rodzinaclarke

Przed kilkoma dniami Dominika Clarke zamieściła w mediach społecznościowych nagranie, które wzburzyło internautów. Ci twierdzili, że widać na nim jedno z jej najmłodszych dzieci, które, ich zdaniem, podczas stosowania inhalacji, miało być związane. Teraz mama pięcioraczków z Horyńca tłumaczy się użytkownikom sieci.

Mama pięcioraczków z Horyńca wstrząsnęła internetem

Na początku 2023 roku wyjątkowo głośno zrobiło się o Dominice Clarke, która wraz z mężem powitali na świecie pięcioraczki. Dzieci były wcześniakami, wymagały hospitalizacji oraz pomocy specjalistów, a dumna mama z chęcią relacjonowała ich codzienność, nawet wtedy, gdy maluchy opuściły szpital. 

Systematycznie publikowała w sieci nagrania oraz zdjęcia, w których pokazywała, jak żyją, jak wygląda przeciętny dzień w rodzinie wielodzietnej. Nie zmieniło się to nawet wtedy, gdy przeprowadzili się do Tajlandii.

Jedno z nagrań, które zamieściła mama pięcioraczków z Horyńca, wywołało ogromne poruszenie, a wszystko za sprawą zaskakujące odkrycia internautów. Ci uważali, że widać na nim jedno z najmłodszych pociech Dominiki Clarke, które siedząc na krzesełku i stosując inhalacje, jest związane. Użytkownicy sieci nie kryli swojego wzburzenia.

Dominika Clarke tłumaczy się z kontrowersyjnego nagrania

Sieć zalała fala nieprzychylnych komentarzy, kierowanych w stronę Dominiki Clarke. Internauci w negatywny sposób ocenili rzekome związanie jej syna podczas stosowania inhalacji, twierdząc jednocześnie, że są inne sposoby, by mu pomóc, bez konieczności skrępowania ruchów. W końcu mama “pięcioraczków z Horyńca” postanowiła wyjaśnić, jak zaistniała sytuacja wygląda z jej punktu widzenia.

Ostatnio pojawiły się plotki i krzywdzące komentarze na temat tego, jak przygotowuję Czarusia do inhalacji. Pojawiły się nawet oskarżenia, że związuję dziecko! Najgłośniej wypowiada się tutaj pewna pani, która sama przedstawia się jako specjalistka od wcześniaków, a jednak – jak widać – nie zna podstawowych problemów takich jak SPD, czyli zaburzenia przetwarzania sensorycznego. Nie chciałam wchodzić w otwartą dyskusję z tą osobą, bo wiem, że niektórych ludzi nie przekonają żadne argumenty. Ale wiem też, że wiele osób czyta te komentarze i może mieć wątpliwości albo czuć się zdezorientowanych. Dlatego chcę Wam spokojnie i szczerze wyjaśnić, jak to wygląda naprawdę – i dlaczego robię to, co robię - napisała na Facebooku.

Dominika Clarke w zamieszczonym poście podkreśliła, że Charlie, zwany przez nią Czarusiem, z racji wcześniactwa, długiej hospitalizacji i licznych doświadczeniach związanych ze zdrowiem, posiada bardzo wrażliwy układ nerwowy, w szczególności na dotyk. To sprawia, że jego reakcje bywają wręcz histeryczne.

Czaruś od urodzenia ma bardzo specyficzne wymagania. Jego wcześniactwo, miesiące spędzone w szpitalu i trudne doświadczenia medyczne sprawiły, że jego układ nerwowy jest wyjątkowo wrażliwy – szczególnie na dotyk. Zaburzenia przetwarzania sensorycznego (SPD) to nie jest  wymysł. To realny problem, z którym mierzy się wiele dzieci i ich rodzin. Dla Czarusia zwykłe usadzenie na kolanach po prostu nie działa. On boi się, kiedy ktoś jest za nim, boi się, gdy ktoś chce mu trzymać maskę albo głowę – wtedy czuje się zagrożony, pojawia się panika i histeria - tłumaczy Dominika Clarke.

Dominika Clarke reaguje na plotki z rzekomym związaniem dziecka

Następnie Dominika Clarke postanowiła wyjaśnić, że z powodu nerwowych reakcji Czarusia, musiała znaleźć sposób, dzięki któremu chłopiec mógłby w spokoju siedzieć z maseczką na buzi. Jak on wygląda?

Szukaliśmy rozwiązania, które będzie dla niego najbardziej komfortowe. Współpracowałam z terapeutami, szukałam informacji, testowałam różne metody. I dziś wiem, że najważniejsze jest, by Czaruś czuł się bezpiecznie i miał poczucie kontroli. Przed inhalacją stosujemy głęboki nacisk – delikatnie, ale stanowczo obejmuję jego ciało, a potem owijam jego rączki wokół tułowia i wsuwam je w spodnie. To daje mu poczucie, jakby był otulony w bezpieczny koc. Dzięki temu jest spokojny, nie boi się, nie protestuje. Widać to wyraźnie na filmie – nie ma stresu, nie ma łez, nie ma walki. Jest spokojny chłopiec, który wie, że mama robi wszystko, by było mu jak najlepiej. Niektórzy robią ze mnie potwora, bo nie rozumieją, że każde dziecko jest inne. Ja nie robię niczego na siłę – robię to, co jest najbardziej komfortowe dla mojego dziecka. Najważniejsze jest dla mnie jego zdrowie, spokój i poczucie bezpieczeństwa. Inhalacja wykonana jest poprawnie, bez traumy, a dziecko jest już zdrowe - napisała.