Policja WPADŁA do domu pięcioraczków z Horyńca! Dramatyczne sceny na oczach dzieci

Dominika Clarke, matka sławnych “pięcioraczków z Horyńca” jakiś czas temu wraz z rodziną zamieszkała w Tajlandii, skąd systematycznie relacjonuje swoje życie. Tym razem na jej profilu pojawił się niezwykle niepokojący wpis, w którym wspomniała, że odwiedziła ich policja i doszło do “przeszukania pokojów, zdjęć, filmów”. Wiadomo, jak zakończyła się wizyta funkcjonariuszy i co, zdaniem Dominiki Clarke, mogło się do niej przyczynić.
Pięcioraczki z Horyńca wraz z rodziną zamieszkały w Tajlandii
Rodzina Clarke, znana w Polsce dzięki narodzinom “pięcioraczków z Horyńca”, które przyszły na świat w 2023 roku, od około roku mieszka w Tajlandii, gdzie zdecydowali się przeprowadzić. Wszystko wskazywało na to, że odnaleźli tam swoje miejsce na ziemi.
Dominika Clarke systematycznie relacjonuje ich nowe życie, prowadzone z dala od Polski. Opowiadała, jak wygląda codzienność wielodzietnej rodziny (wraz z mężem posiadają 11 dzieci), mówiła o swoich smutkach i radościach. Tym razem podzieliła się z internautami dramatyczną sytuacją, która miała ich dotknąć.
Policja w domu Clarke'ów
Nieoczekiwanie na profilu prowadzonym przez Dominikę Clarke pojawił się niepokojący wpis, w którym wyjawiła, że w domu, w którym mieszka wraz z rodziną, pojawiła się policja. Jak twierdzi matka pięcioraczków, funkcjonariusze mieli dokonać tam przeszukania.
Wczoraj przekroczyliśmy nowy poziom absurdu: czterech policjantów w moim domu […] Przeszukane pokoje, zdjęcia, filmy – wszystko po to, by znaleźć dowód na to, że "tam na pewno coś jest nie tak” - napisała.
Następnie Dominika Clarke zdradziła, jak zakończyła się wizyta policjantów w domu, w którym mieszka wraz z rodziną. Jak twierdzi, te działania nie wykazały żadnych nieprawidłowości.
I co? I nic. Rzeczywistość okazała się zbyt zwyczajna, zbyt normalna, zbyt szczęśliwa jak na potrzeby jej narracji - napisała.


Co mogło być przyczyną wizyty policji w domu Clarke'ów?
Dominika Clarke zasugerowała jednocześnie, że do wizyty policjantów w jej domu mogła przyczynić się interwencja jednej z internautek, którą w swoim poście nazwała “naczelną hejterką”.
Przecież w wyobraźni pani N (naczelnej hejterki) nasza codzienność to nie rodzina, tylko scena z kryminału […] Zastanawiam się, jak daleko może sięgnąć ludzka wyobraźnia, gdy ktoś za wszelką cenę chce udowodnić, że jego lęki i porażki są rzeczywistością innych ludzi… - napisała.
Skąd taki pomysł? Być może przyczynił się do tego wpis, który Noemi Pawlak zamieściła na swoim profilu. Zasugerowała bowiem, że jeden z pięcioraczków miał być rzekomo związany podczas stosowania inhalacji.
Obiecałam sobie po ostatniej akcji: "Noemi, daj sobie spokój. Próbowałaś coś z tym zrobić i jedyne co dostałaś w zamian to hejt i groźby”. Ale od wczoraj chce mi się płakać. Płakać nad 2.5- latkiem, który ma dysplazję oskrzelowo-płucną i który dostaje inhalacje (bez leków) związany (!!!). Mama, zamiast do lekarza, (bo każdy rodzic skrajnego wcześniaka wie, czym grozi zwykła infekcja dróg oddechowych u dziecka z dysplazją) na stopy nakłada mu (chyba?) cebulę. Skoro 2.5-latek nawet nie walczy z tym, że jest związany, to co musi dziać się za kulisami i jak często do tego dochodzi? Jak długo nikt nie będzie nic z tym robił? Jak długo będziemy świadkiem czegoś takiego? - napisała na Facebooku.
Po wpisie Dominiki Clarke związanym z wizytą policji w ich domu, Noemi Pawlak ponownie postanowiła zareagować. Z całą stanowczością zaprzeczyła, jakoby miała z zaistniałą sytuacją cokolwiek związane.
Imponuje mi na swój sposób to, że w Polsce wszystko jest winą Tuska a u Clarków moją, ale z tym nalotem policji w Tajlandii nie miałam nic wspólnego. Tym razem to nie ja. Jednocześnie chciałam podziękować tysiącom ludzi w różnych miejscach w internecie za próbę nagłośnienia sprawy związanego 2,5-latka. I jeszcze jedno, cieszę się, że moje zasięgi, zbudowane w lepszych czasach planowanego contentu mogą się teraz przydać do tego typu walki. Dzięki - napisała.




































